Napad Rosji na Ukrainę nie jest tylko wojną Moskwy z Kijowem. Nie jest też tylko wojną Rosji z Zachodem. Jest to próba obalenia światowego ładu, w którym przy wszystkich jego słabościach, demokracji liberalna (z praworządnością, trójpodziału władz, wolności mediów i swobód obywatelskich) ma wciąż miejsce wiodące. Niereformowalny dyktatorsko-oligarchicznym ustrój Rosji może się utrzymać jedynie pod warunkiem obalenia tego porządku. Dlatego wszczyna wojnę.
Walka o odtworzenie imperium rosyjskiego i historyczne dywagacje Putina są do pewnego stopnia zasłoną dymną. Nie chodzi o imperium. Chodzi o władzę tyrana.
Wojna z Zachodem toczy się od dawna, choć była kamuflowana. Wojny z Czeczenią ani z Gruzją ani nawet w Syrii nie traktowano jako wymierzonych bezpośrednio w Zachód. Tak samo nie potraktowano w ten sposób aneksji Krymu. Przede wszystkim nie zauważano, że bronią Kremla była jej hybrydowa propaganda i ta mierzyła w Zachód.
Ten brak dostatecznej uwagi miał swoje uzasadnienie. Otwarte społeczeństwie nieustannie prowadzą krytyczną spory, rozstrząsając w nich o własnych słabościach. Rosja usiłowała podłączyć się pod te debaty manipulując nimi na sposób pasożyta, który korzysta z zasobów atakowanego organizmu. Zachodnie dylematy, powodowane przyspieszeniem cywilizacyjnym, były wykorzystywane do głoszenia, że Zachód się wali, popada w dekadencję czy traci tożsamość na skutek procesów migracyjnych, histeryzuje z powodu zmian klimatycznych, jest wewnętrznie skłócony itd. Takie było przesłanie wieloletniej wojny dezinformacyjnej prowadzonej przez fabryki trolli, agentów wpływu i pożytecznych idiotów. Podejmowano problemy, które istotnie trawiły Zachód, czyniono z nich jednak apokaliptyczną zapowiedz jego upadku. Ta zapowiedz końca i katastrofy, z której zwycięską wyjść miała sama Rosja, stanowiła istotę putinizmu.
Strategia powolnego podkopywania Zachodu w ocenie Kremla dobrze pracowała. Była zarazem na Zachodzie lekceważona i dzięki temu tym bardziej skuteczna. Jeśli już zwracano nią uwagę, to traktowano to jako wynik rosyjskich kompleksów czy nostalgii za imperium.
Na zewnątrz putinizm, wspierał wrogie demokracji populizmy. Trudno odróżnić putinizm od populizmu takich polityków jak Le Pen, Salvini czy Orban. Putinizm rozlał się szeroko. To co głosił Orban, Le Pen, Salvini, niemieckie AfD, polska Konferencja, Kaczyński wreszcie Trump nie było w wielu punktach tak odległe od tego co płynęło z Kremla. Mało przyznawał się do takiej inspiracji, nawet jeśli brał z Moskwy pieniądze i należnie czy był czy też nie był tego świadomy. Dyskusja o agentach wpływu lub po prostu agentach z tym związana chybiała w dużym stopniu celu, gdyż nie trzeba być w żadnym wypadku agentem, aby być zarażonym w mniejszym lub większym stopniu populistycznym wirusem putinizmu. Można być kupionym jak prezydent Zeman lub były kanclerz Schroeder, ale też putinizm łatwo łączy się z ksenofobią, ultrakonserwatyzmem, cynicznym podejściem do świata polityki. Można też być putinistą nieświadomym, a nawet wrogim Rosji, ale w gruncie rzeczy być z putinizmem za pan brat.
Tak jest, gdy głosi się, że demokracja liberalna jest złudzeniem, że Zachód to „system” który trzeba zmienić w imię nieokreślonych obietnic. Wspomaga się w ten sposób mobilizację niezadowolonych o różnych i rozbieżnych orientacjach politycznych – od antykapitalistycznych środowisk niekierowanych na zagadnienia równości społecznej po ultrakonserwatystów i fundamentalistów religijnych, broniących się przed przemianami obyczajowymi i sekularyzacją.
Najbardziej znienawidzonym pojęciem putinizmu jest liberalizm, jednostronnie kojarzony z wolnym rynkiem (tam gdzie mechanizm wolnorynkowy wykazuje najwięcej wad). Zamiast liberalnej, demokracja ma być sterowana wedle definicji kremlowskiego ideologa Władisława Surkowa. Manipulacja putinizmu związana ze słowem demokracja rozrywa jej związek z wolnością a ostatecznie prawami człowieka. Język putinizmu jest mieszanką kłamstw i hipokryzji. Manipuluje pojęciem „suwerenności”, twierdząc że międzynarodowa współpraca i organizacje takie jak UE, ograniczają suwerenność państw narodowych.
Do grona nieświadomych putinistów należeli też zauroczeni wielkością Rosji lub chcący utrzymać równy dystans między Ameryką a Rosją.
Prowadzona skrywana w Internecie wojna dezinformacja, a wreszcie zwycięstwo Trumpa w Stanach Zjednoczonych z jego obietnicami likwidacji NATO, pozwalały mniemać Putinowi, że mimo taktycznych porażek (jak obie ukraińskie rewolucje 2005 i 2014 roku) odnosi on powolne zwycięstwo. Putin, stopniowo podkopując światowy porządek, miał nadzieję zachować dyktatorsko-oligarchiczny system (do pewnego stopnia neofeudalny) bez żadnych reform wewnętrznych. Putin wierzył też najpewniej we własną propagandę o słabości Zachodu. Były KGB-sta i KGBista na zawsze, nie rozumiejąc za grosz czym jest demokracja, uznawał powolny sposób podejmowania decyzji właściwy demokracjom, za objaw ich słabości. Stwarzało to samemu Putinowi złudzenie, że jego machina propagandy działa znakomicie. W okresie rządów Trumpa Putin miał prawo do pełnego zadowolenia.
Wybór Bidena musiał być przyjęty w Moskwie jako nieprzyjemne zaskoczenie. Odreagowywano to wyobrażeniem Bidena jako niedołężnego starca. Wycofanie się z Afganistanu odbierano jako kompromitującą porażkę Ameryki, a nie przegrupowanie polityki Waszyngtonu. Biden zaczął jednak integrować Zachód, sprzeciwiać się Nord Stream 2 i okazywał się nadspodziewanie asertywny wobec Kremla, wygładzając nieznacznie stosunki z Pekinem.
Być może był to moment, w którym Putin uznał, że nie może już czekać. Amerykański politolog Mark Galeotti metaforycznie widzi w Putinie judokę a nie szachistę. Szachista planuje na wiele ruchów wprzód. Jest cierpliwy. Judoka działa szybko, odruchowo i impulsywnie. Skoro chwyt „duszenia”, Zachodu dezinformacją, okazało się nieskuteczny, nadeszła próba powalenia przeciwnika na matę.
Atak nastąpił na Ukrainę, nie o samą Ukrainę jednak chodzi. Była ością w gardle dla Putina. Kraj ten z trudem i mozolnie, ale nieustannie podążał na Zachód. Reformy wdrażane przez Kijów mogły dawać dewastujący efekt dla Rosji, gdyby Ukraina zdobyła gospodarczą przewagę nad kulejącej rosyjską ekonomiką. Coraz trudniej było też Moskwie utrzymać poziom życia, który zapewniał spokój społeczny, zbroić armię (czemu jak okazało towarzyszyła szalona korupcja) i jeszcze gromadzić rezerwy na czarną godzinę.
Brutalność napaści na Ukrainę zdziera maskę zielonym ludzikom wojny hybrydowej i internetowym trollom. Ukazuje się twarz żołdaka strzelającego do cywilów i bombardujących osiedla mieszkaniowe. Zdziera maskę dyplomaty z twarzy Ławrowa , ukazując wulgarnego kłamcę , gdy mówi o potrzebie oczyszczenia Ukrainy z nazistów.
Nie należy jednak zbyt pospiesznie oceniać działań Kremla jako irracjonalnych. Postępowanie Putina związane jest z dużym prawdopodobieństwem z zimną kalkulacją notorycznego przestępcy, który nawet złamany na gorącym uczynku, nie przyznaje się do winy. Wojna ma wywołać chaos m.in. poprzez napływ milionów uchodźców. Zachód trzymany w szachu szantażem jądrowym będzie przyglądać się biernie okrucieństwu tuż za swoimi granicami. Poczucie bezsilności sprowokuje na koniec obojętność i obniżenie standardów moralnych. Na to wszystko liczy Putin.
Liczy, że światowy ład załamie się, a na jego gruzach ocaleje dyktatorsko-oligarchiczna piramida władzy. Wielu europejskich polityków wciąż pozostaje populistami, pokrewnych putinizmowi, nawet jeśli dzisiaj zmuszeni są deklaratywnie potępiać rosyjską agresję, zapominając o swoich antyukraińskich wystąpieniach, radosnych występach na Placu Czerwonym czy gadaniu o upadku świata zachodniego. Będący pod wpływem kremlowskiej geopolityki analitycy wciąż nazywają to, co jest jednostronną napaścią i ludobójstwem, amerykańsko-rosyjską wojną proxy, której Ameryka jest współwinna. Trump ma wciąż szanse powrócić do Białego Domu. Świat nie uwolnił jeszcze od putinizmu.
Dlatego Putin będzie prowadził tą wojnę do końca, bowiem Rosja Putina nie może się ostać w świecie liberalnej demokracji. Słaba gospodarczo, skompromitowana, militarnie nie tak silna jak się wydawało, pozbawiona już wszelkiego uroku ojczyzna carów i Stalina, nie ma już innego wyjścia.
Chcąc powstrzymać putinizm, trzeba rozpoczętą przez Kreml wojnę podjąć już teraz i doprowadzić do ostatecznego zwycięstwa, do pozbycia się tyrana, który zagraża światu w nie mniejszym stopniu jak kiedyś Hitler. Na Hitlera świat zareagował z fatalnym opóźnieniem. Tragiczne skutki są znane. Nie można pozwolić sobie na ten błąd po raz drugi. Dlatego wojna w Ukrainie jest obroną liberalnej demokracji i ładu światowego opartego na zasadach praworządnością, trójpodziału władz, wolności mediów i swobód obywatelskich.
Kazimierz Wóycicki, po raz pierwszy tekst ukazał się w marcu 2022 roku