Rosyjska agresja na Ukrainę przybrała nieoczekiwany obrót. Jeszcze w lutym 2022 roku światowi obserwatorzy próbowali odgadnąć, ile dni lub tygodni wytrzyma ukraiński rząd i siły zbrojne, i już pod koniec maja 2023 roku pojawiła się nowa linia frontu – w obwodzie biełgorodzkim Federacji Rosyjskiej.
Prawdziwa wojna rozpoczęła się w regionach przygranicznych kraju agresora. Jednostki „Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego” i legionu „Wolność Rosji” przeprowadziły i nadal przeprowadzają serię rajdów w głąb Federacji Rosyjskiej.
Wydarzenie to wywołało prawdziwe otępienie na oficjalnym Kremlu i jego dworskich propagandzistach, a okoliczni mieszkańcy zdali sobie sprawę, że wojna przeniosła się z internetu do realnego świata.
Pierwszy nalot jednostek składających się z obywateli Rosji miał miejsce 22 maja 2023 roku. Wtedy uczestnicy ruchu na rzecz demokratycznej Rosji, używając sprzętu trofeów agresora „przeprowadzili inspekcję” rejonu grajworonskiego. Efektem było kilka schwytanych rosyjskich siłowików, przechwycone pojazdy i szok oficjalnych władz regionu.
Później w przesłaniu wideo opublikowanym w sieciach społecznościowych dowódcy jednostek stwierdzili, że „nadszedł czas, aby położyć kres dyktaturze Kremla”. Za pośrednictwem swojego kanału Telegram wolontariusze nazwali to wydarzenie „bitwami wyzwoleńczymi na obszarze przygranicznym” i wezwali mieszkańców, by nie stawiali oporu.
Operacja pokazała całkowitą niechęć władz rosyjskich do ochrony własnych granic. Moskwa próbowała udawać, że nic niezwykłego się nie wydarzyło, ale na początku czerwca jednostki ochotnicze wróciły w obwód biełgorodzki.
Według amerykańskiego „Instytutu Studiów nad Wojną” (ISW), członkowie Legionu „Wolność Rosji” działają w rejonie Nowej Tawolżanki, za 3,5 km od granicy rosyjsko-ukraińskiej oraz w Szebiekino 7 km od granicy.
Rosyjska propaganda została zmuszona do jakiejś reakcji i oświadczyła, że naloty i ostrzały nie mają znaczenia militarnego, ich informacyjne i psychologiczne znaczenie oraz cel są dwojakie. Z jednej strony doprowadzić do demoralizacji rosyjskiego społeczeństwa, podważając jego zaufanie do władz Federacji Rosyjskiej i armii, która nie jest w stanie obronić własnej ludności, a także zachęcać do wzrostu nastrojów antywojennych i ogólnie protestacyjnych. Z drugiej strony na tym tle zachęcać rosyjskie dowództwo do przerzutu na granicę dodatkowych rezerw, osłabiających obronę w innych rejonach frontu w przededniu spodziewanej ofensywy Sił Zbrojnych.
Oficjalny Kijów zaprzecza jakiemukolwiek udziałowi armii ukraińskiej w wydarzeniach w obwodzie biełgorodzkim i zapewnia, że nie przekazał rosyjskim ochotnikom żadnej zachodniej broni.
Znany rosyjski imperialista i krytyk Putina Igor Striełkow „pogratulował” Kremlowi przekroczenia granicy.
„Można śmiało powiedzieć, że nasz wywiad (wszystkich agencji) „ponownie pracował na maksa”. Nawet ja – wychwalany swoją głupotą, paniką i tchórzostwem „rekonstruktor chorąży” – ostrzegałem o przyszłym wypadzie wroga (nawiasem mówiąc – nie ostatnim, jestem tego pewien) na nasze terytorium z wyprzedzeniem”, – napisał na swoim kanale Telegram.
Jest jeszcze za wcześnie, aby wyciągać daleko idące wnioski, jednak warto zrozumieć, że Rosja opiera się na dwóch fundamentach – sile reżimu i sile armii. Propaganda sprzedawała to opinii publicznej przez ostatnie dwie dekady.
Jakie są rezultaty? Wojska rosyjskie poniosły poważne straty w Ukrainie. Jak dotąd propagandzie udaje się to wyjaśnić, ale w przypadku udanego ataku ze strony Sił Zbrojnych nie będzie już ona skuteczna.
Drugim fundamentem Rosji jest reżim. I tutaj jego słabość pokazał korpus ochotniczy, a także przyloty UAV nad Moskwą i Kremlem. Reżim Putina oniemiał. Nie mają realnej odpowiedzi na naruszenie granicy i walki na terytorium Rosji. Po prostu się schowali. I ludzie stopniowo to dostrzegają.
Filip Wujek