Izraelskie lotnictwo w trzecim dniu konfliktu z Iranem wydaje się swobodnie operować w przestrzeni lotniczej tego kraju. Izraelskie F-35 i F-16 atakują cele nad zachodnią częścią Iranu i jego stolicą nie obawiając się zestrzelenia ze strony irańskiej obrony przeciwlotniczej. W sobotę 14 czerwca rzecznik izraelskich sił zbrojnych generał Effie Defrin ogłosił, że „Teheran nie jest już bezpieczny”.
Zmasowany izraelski atak opierał się na nalocie ponad 70 izraelskich myśliwców, które z przestrzeni powietrznej Iranu zaatakowały około 40 celów, w tym infrastrukturę związaną z obroną powietrzną, by zniszczyć irańskie zdolności do obrony Teheranu.
Wówczas izraelskie samoloty i drony operowały nad Teheranem przez około dwie i pół godziny(!).
Warto zaznaczyć, że Teheran jest obszarem położonym najbardziej w głąb Iranu, nad którym do tej pory latały izraelsko-amerykańskie samoloty.
Łącznie według armii izraelskiej od rozpoczęcia w piątek nad ranem zmasowanych uderzeń na Iran zaatakowano ponad 150 celów. Są to m.in. obiekty naukowe i militarne mogące w szybkim czasie wyprodukować pierwszą bombę atomową. Niedopuszczenie tego było głównym celem prewencyjnego ataku Izraelitów na Iran. Dlaczego nie doszło do efektywnego zestrzelenia izraelskich samolotów nad Teheranem?
Irański system obrony przeciwlotniczej składa się z kilku tysięcy różnych rodzajów wyrzutni rakiet. W większości są to systemy produkcji chińskiej (kopie francuskich Crotale) ale w większości są to modernizacje rosyjskich S-200, S300, S-75, S-20, Thor i im podobne. Żaden z tych systemów nie zdał egzaminu ani w pobliżu obiektów jądrowych ani podczas bezpośredniego odpierana ataku na Teheran. Natomiast w 2020 roku Irańczycy zestrzelili ukraiński samolot pasażerski w pobliżu Teheranu w 2020 roku. Rekompensaty od rządu irańskiego wówczas rodziny zabitych pasażerów się nie doczekały.
Filip Wujek