Takie pytanie nurtuje nie tylko w głowach mieszkańców Lwowa, którzy mieszkają w jego historycznych dzielnicach ale także mieszkańców Polski, położonej od Lwowa w odległości zaledwie 60 kilometrów.
Lwów zawsze zajmował wybitne miejsce w polskiej historii i kulturze. Herbert, Zapolska, Maria Konopnicka – o bogactwie wielokulturowym „wiecznego miasta” świadczą napisy na pięknych nekropoliach na Cmentarzu Łyczakowskim oraz wspaniała architektura, którą można zachwycać się tygodniami.
Lwów „miał szczęście” w latach II wojny światowej, podobnie jak i Kraków. To miasto nie podzieliło los Warszawy czy Tarnopola i do 2022 roku cieszyło swoich mieszkańćów i gości urokliwymi uliczkami i napisami w językach polskim, ukraińskim, niemieckim, ormiańskim i hebrajskim. Ta niezmącona sielanka smaków i tradycji wydawało się może trwać wiecznie. Ale w 2023 kiedy rosyjska rakieta zniszczyła dom profesorów lwowskim ta elegancka konstrukcja zaczęła obracać się w kamienie. Dosłownie.
Kolejnego szoku mieszkańcy Lwowa – obecni a także ci, którzy opuścili Lwów po II wojnie światowej doświadczyli 4 września 2024 roku. Wówczas w wyniku rosyjskiego ataku rakietowego zniszczonych zostało co najmniej siedem (!) zabytków architektury o znaczeniu lokalnym. To budynki zlokalizowane przy ulicach Konowalсa (b. „29 listopada” w latach 1892-1940) i Kokorudza (wcześniej „Modrzejewskiej”).
O konsekwencjach ataku jako pierwszy poinformował mer Lwowa Andrij Sadowyj: „Wszystkie zniszczone domy znajdują się na obszarze historycznym objętym ochroną UNESCO, oraz w państwowym rejestrze zabytków nieruchomych Ukrainy”.
Szef lokalnego wydziału oświaty Andrij Zakaliuk zaznaczył, że Rosjanie 4 września zniszczyli trzy szkoły i Centrum Kreatywności, a łącznie w historycznym centrum Lwowa zniszczono około 50 budynków.
Wśród zniszczonych zabytków znalazła się także legendarna willa Józefy Franz z 1893 roku, w której obecnie mieści się Centrum Medycyny Sportowej i Rehabilitacji. Przed II wojną światową Józefę Franz nazywano „królową gipsu”. Ciekawy jest przede wszystkim z tego powodu, że Józefa Franz zbudowała go w celach reklamy. Właścicielka fabryki gipsu, która produkowała gipsową sztukaterię budowlaną, chciała mieć pałac jako znak prezentacji możliwości swojej fabryki. Dlatego pałac jest bogato zdobiony, nawet czasem przesadnie, maszkaronami, płaskorzeźbami, kolumnami.
Sama fabryka gipsu znajdowała się w pobliżu pałacu. Zachował się nawet punkt kontrolny. W momencie budowy pałacu (1892 r.) fabryka miała już 36-letnią historię. Jej fundatorem był mąż naszej wdowy, Józef. Czyli małżeństwo Józefa i Józefy Franzów.
Aby uczynić swój pałac jeszcze bardziej prestiżowym, w 1907 roku Józefa zwróciła się do magistratu z prośbą o doprowadzenie do pałacu linii tramwajowej. Potem stacja końcowa znalazła się się tuż obok jej pałacu. A ulicę prowadzącą do pałacu zaplanowano od razu jako miejsce zamieszkania wyłącznie dla arystokracji i zamożnej inteligencji.
Architekt pałacu, Jan Peros, był tak dumny ze swojego projektu willi Franzów, że zaprezentował go na wystawie budowlanej zorganizowanej w pobliżu Politechniki Lwowskiej. Autorem luksusowej dekoracji jest Edmund Pliszewski. Wkrótce Pliszewski zostanie głównym dekoratorem teatru miejskiego, który powstaje jako nowe oblicze Lwowa. Obecnie mieści się w nim opera lwowska.
W latach 30-tych XX wieku właścicielami byli hrabia Mieczysław Chodkiewicz i jego żona Felicja. Po II wojnie światowej pałac został przekazany medycynie. Początkowo mieściła się tu przychodnia dla chorych na gruźlicę. Cóż, Sowieci uwielbiali leczyć gruźlicę w takich zabytkach kultury. Przypomnijmy sobie podobny los w Pałacu w Podhorcach czy Pałacu Szarowskiego pod Charkowem. Do dziś w tym budynku funkcjonuje centrum rehabilitacji sportowej.
Po co my, dziennikarze Eurovectora piszemy o historii uszkodzonego z powodu rosyjskich ostrzałów zabytku we Lwowie? Przecież wieczne miasto ma jeszcze tysiące jemu podobnych?
Otóż po każdym z podobnych ostrzałów czytamy na stronach resortu obrony Polski komunikaty w stylu „polskie lotnictwo miało kolejną ciężką noc” albo „polskie myśliwce zostały poderwane w powietrze w skutek wlatywania w okolice polsko-ukraińskiej granicy rosyjskich rakiet i dronów”. Z kolei w ukraińskich sieciach społecznościowych w dniu 4 września natrafiliśmy na komentarze w stylu „może potrzebujecie pomocy, jeżeli jest wam tak ciężko?”. Albo „Czy czekacie by Rosjanie zniszczyli Cmentarz Orląt lub katedrę rzymską a potem dopiero zaczniecie myśleć?”.
Wojna jest bardzo okrutna. Większość krajów graniczących z Ukrainą próbuje uniknąć bezpośredniego zestrzeliwania rosyjskich rakiet i dronów. Ale Lwów jest dla Polaków na tyle czułym punktem, że przy wspominaniu o kolejnym ostrzale wielu z nich od razu sprawdza czy nie ucierpiał zabytek typu kościoła Elżbiety.
W środę 4 września Rosjanie poczuli się na tyle ośmieleni że wystrzelili pocisk typu „Kindżał” w ścisłą okolicę dworca kolejowego. Następnym razem przy braku reakcji z boku Polski i innych krajów natowskich pocisk może spaść jeszcze bliżej…
Oprócz zniszczeń materialnych po rosyjskim ostrzale 4 września są także straty w ludziach. Zginęła prawie cała lwowska rodzina składająca się z trzech nieletnich córek, mamy i tata. Ocalał tylko głowa rodziny. Ogólny bilans śmiertelnych ofiar we Lwowie to 7 osób. Ponad 50 innych zostało rannych.
Marek Sztejer