W poniedziałek 8 lipca prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski złożył wizytę w Polsce, podczas której spotkał się z premierem Donaldem Tuskiem oraz prezydentem Andrzejem Dudą.
Głównym celem wizyty szefa ukraińskiego państwa do Polski było podpisanie umowy w dziedzinie bezpieczeństa, zawierajacej m.in. punkty dotyczące „ochrony infrastruktury krytycznej, obrony cywilnej, działalności wywiadowczej, współpracy w zakresie cyberbezpieczeństwa i przeciwdziałania rosyjskiej dezinformacji”.
„Podpisaliśmy bardzo istotne porozumienie, które pozwoli nam chronić nam życie naszych obywateli i przeciwdziałać rosyjskiemu złu. Polska przekazała już Ukrainie 44 pakiety pomocy wojskowej, do końca roku otrzymamy kolejnych kilka pakietów” – podsumował spotkanie Wołodymyr Zełenski, dodając że w umowie są zapisy o współpracy w zakresie przeciwdziałania rosyjskim rakietom, które mogą zmierzać w kierunku Polski.
W czasie wspólnej konferencji Tuska i Zełenskiego, która rozpoczęła się od minuty ciszy w intencji ofiar poniedziałkowego zmasowanego ataku rakietowego Rosji, polski premier powiedział, że chyba nie ma bardziej poruszającego komentarza do dzisiejszych rozmów niż ta minuta ciszy. „Nie ma dnia, nie ma nocy, aby w Ukrainie nie ginęli niewinni ludzie” – mówił.
Historia zna przypadki tworzenia na terenach innych państw oddziałów zbrojnych krajów, zmagających się z najeźdźcami. W czasach Ukraińskiej Republiki Ludowej w Polsce na mocy porozumienia między Piłsudskim a Petlurą współtworzono ukraińskie jednostki które potem razem z Wojskiem Polskim ruszyły na Kijów zajęty wówczas przez rosyjskich bolszewików. Przed rozpoczęciem antybolszewickiej ofensywy sformowano w Polsce dwie kadrowe jednostki: 6. Siczową Dywizję Strzelców pod rozkazami pułkownika Marka Bezruczki oraz 2. Dywizję Strzelców, którą dowodził płk Ołeksandr Udowyczenko. Obie dywizje w końcu kwietnia 1920 r. osiągnęły w sumie stan 556 oficerów, 3348 żołnierzy, 11 armat i 65 karabinów maszynowych.
Jest także przykład tzw. „Błękitnej Armii” – największej polskiej formacji zbrojnej za granicą w czasie I wojny światowej. Wówczas siedemdziesiąt tysięcy ochotników przybyło do Francji, by przygotować się do walki o wolność Polski. Dzięki wyszkoleniu, które otrzymali, a także świetnemu sprzętowi i uzbrojeniu, stali się wielkim wsparciem dla powstającego w niepodległej Rzeczypospolitej Wojska Polskiego. Do „Błękitnej Armii” wstępowali Polacy z armii francuskiej, zbiegli jeńcy z armii Niemiec i Austro-Węgier oraz Polonia z Brazylii, Stanów Zjednoczonych i Kanady. Na wiosnę 1919 roku, pokonawszy liczne przeszkody, gen. Haller przybył z Francji do Polski ze świetnie wyposażoną i wyszkoloną armią, złożoną z pięciu dywizji piechoty, kilku batalionów czołgów, siedmiu eskadr lotnictwa, z dwiema szkołami lotniczymi oraz dużą ilością uzbrojenia, amunicji, zapasowego sprzętu lotniczego i samochodowego.Warto tu dla sprawiedliwości również dodać że w 1919 roku Hallerczycy walczyli przeciwko oddziałom Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej wypierając je za Zbrucz. Lecz pół roku później wcielone do Wojska Polskiego jednostki Armii Hallera walczyły w wojnie polsko-bolszewickiej razem z żołnierzami ukraińskimi, a po okresie służby pokojowej w wojnie obronnej 1939 roku.
Marek Sztejer