Rosyjska rakieta przebywała w polskiej przestrzeni powietrznej 39 sekund i w przypadku kierowania się w stronę celu zostałaby zestrzelona – – oświadczył 24 marca minister obrony narodowej Władysław Kosyniak-Kamysz podczas konferencji prasowej w związku z kolejną prowokacją agresora. Tym razem nawet konieczne było podniesienie myśliwców, zważając na czas trwania niebezpiecznej obecności obiektu na terytorium kraju będącego członkiem NATO. Jednak rakieta nie została zniszczona, wracając do przestrzeni powietrznej Ukrainy, co stworzyło dodatkowe obciążenie dla jej obrony przeciwrakietowej.
Mołdawska straż graniczna nie potwierdziła informacji o możliwym przelocie rosyjskich rakiet w nocy na 29 marca. W lutym były głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy, Walerij Zalużny, informował, że dwie rosyjskie rakiety „Kalibr” znajdowały się nad terytorium Mołdawii i Rumunii. Wszystkie trzy państwa graniczne nie po raz pierwszy cierpią z powodu kontynuacji krwawej wojny przez agresora w ich sąsiedztwie. Zwiększenie tego rodzaju incydentów w tym roku związane jest z nową falą rosyjskich ataków na infrastrukturę energetyczną i cywilną Ukrainy, co przynosi cierpienie mieszkańcom cywilnym.
Brak adekwatnej reakcji na takie niebezpieczne wybryki jest zaskakujący, biorąc pod uwagę, że istnieją przykłady zupełnie innej odpowiedzi ze strony członków NATO. W 2015 roku siły powietrzne Turcji zestrzeliły rosyjski myśliwiec, gdy ten naruszył jej przestrzeń powietrzną. Jednakże to nie doprowadziło do konfrontacji z NATO, co często budzi obawy, gdy tłumaczy się, dlaczego nie można reagować siłą prowokatorowi. Wtedy Kreml ograniczył się jedynie do prowadzenia wrogiej retoryki na kontrolowanych przez siebie propagandowych platformach i wprowadzenia zakazu eksportu tureckich pomidorów.
Powyższy przykład nie oznacza, że w Kremla nie ma planów na bezpośrednią agresję wobec NATO. Dokładnie, taki scenariusz testuje reakcję obronną, aby w odpowiednim momencie, gdy dyktatorski reżim uzna, że zachodzą odpowiednie warunki, móc zaatakować. Doświadczenie imperialistycznych wojen prowadzonych przez Putina podczas jego krwawego rządzenia pokazuje, że nie ma potrzeby szukać pretekstu do rozpoczęcia nowej interwencji.
Słaba reakcja struktur wojskowo-politycznych Zachodu tylko podsyca apetyt dyktatora. A nowe linie potencjalnego konfliktu z NATO od dawna są już przez niego zarysowane. To przede wszystkim Polska i państwa bałtyckie, w kierunku których kierowane są groźby ze strony lojalnego sojusznika, białoruskiego dyktatora Łukaszenki. Rozmieszczając na terytorium Białorusi taktyczną broń jądrową, Kreml otwiera niebezpieczną opcję rozpoczęcia bezpośredniej konfrontacji z zachodnim sojuszem za pośrednictwem trzeciej strony. Potwierdzeniem niebezpiecznych działań są zakłócenia w działaniu globalnego systemu nawigacyjnego satelitów w rejonie Bałtyku, które zagrażały samolotowi z ministrem obrony Wielkiej Brytanii, gdy ten powracał z Polski.
Mołdawia znajduje się w dość bezbronnej sytuacji zarówno pod względem zagrożeń hybrydowych, jak i potencjalnego wsparcia militarnego ze strony rosyjskiej. Polityki wspierane przez Moskwę na poziomie krajowym i regionalnym pogłębiają i radykalizują nastroje społeczne, co w trudnych warunkach wyborczych zagraża społecznemu wybuchowi. Ponadto, stały się już codziennym zjawiskiem ciągłe „terakty” w niekontrolowanym przez Kiszyniów regionie naddniestrzańskim, co świadczy o próbach rosyjskich służb specjalnych wciągnięcia Mołdawii w wojnę. I tutaj pojawia się pytanie, jak w takim przypadku zareaguje najbliższy sojusznik z NATO – Rumunia. Częściowo odpowiedzi można znaleźć w nowym projekcie ustawy o obronie narodowej, w którym w szczególności określono koncepcję reagowania na zagrożenia hybrydowe oraz możliwość użycia sił zbrojnych poza granicami kraju.
Sam Putin ironizuje: zderzenie z NATO jest niemożliwe, ponieważ wystarczy spojrzeć na nierówność budżetów wojskowych między USA jako liderem Sojuszu a Rosją. Czy jednak taka argumentacja jest słuszna, mimo że pochodzi z ust zbrodniarza wojennego, który wielokrotnie kłamał i manipulował? Jak pokazuje historia, dyktatury wielokrotnie wdawały się w militarne awantury z silniejszymi przeciwnikami, choć wydawało się to pozbawione logiki. Stało się tak w przypadku wojny o Falklandy (Malwiny) w 1982 r., kiedy argentyńska junta podjęła decyzję o zajęciu wyspy o tej samej nazwie, należącej do Wielkiej Brytanii – członka NATO, która przeważała pod względem zdolności militarnych. I tylko determinacja premier Margaret Thatcher zatrzymała agresora. Jeśli czytać wspomnienia, to także w nazistowskich Niemczech nie wierzyli w możliwość skutecznego przeciwstawienia się jednocześnie Francji i Wielkiej Brytanii, a tym bardziej ZSRR. Jednakże to nie powstrzymało agresora przed wywołaniem II wojny światowej. Dlaczego więc obecny naśladowca miałby przestać przed wybuchem III wojny światowej?
З okazji swoich 75 urodzin Sojusz Północnoatlantycki – blok wojskowo-polityczny, który został stworzony, aby przeciwdziałać wpływom radzieckim, znajduje się w niepewności, jak teraz reagować na rosyjską agresję (i szerzej – wzrost współczesnych dyktatur). Wszyscy zastanawiają się, co dla NATO będzie oznaczać powrót Donalda Trumpa do Gabinetu Owalnego z jego skandalicznymi wypowiedziami, w szczególności dotyczących „rozwiązania” wojny rosyjsko-ukraińskiej. Zamiast tego prezydent Francji Emmanuel Macron całkowicie zmienił retorykę dotyczącą „czerwonych linii”, a nawet mówiono o utworzeniu „nowej Ententy” do 120. rocznicy współpracy brytyjsko-francuskiej. Zobaczmy, czyje plany zwyciężą i jak będzie wyglądać nowa architektura bezpieczeństwa Zachodu, przeciwstawiająca się współczesnym dyktaturom, które zyskują na sile i rzucają wyzwanie systemowi międzynarodowemu. W każdym razie najbardziej racjonalnym rozwiązaniem byłoby pełne poparcie dla Ukrainy dla jej zwycięstwa – oznaczałoby to znacznie mniejszą liczbę ofiar niż globalny konflikt, w który próbuje wciągnąć świat agresor.
Filip Wujek