Donald Trump ponownie triumfuje w wyborach prezydenckich, ale jego zwycięstwo rodzi wiele pytań dotyczących przyszłości Polski, NATO i międzynarodowej rywalizacji.
Dysponując silnym mandatem i kontrolą nad Kongresem, nowy prezydent z Partii Republikańskiej zmieni kierunek amerykańskiej polityki zagranicznej. Choć początkowo jego administracja skoncentruje się na sprawach wewnętrznych, dla Polski – jako kluczowego sojusznika w Europie Środkowej i Wschodniej – wschodni front w Europie będzie miał szczególne znaczenie. W kontekście trwającego zagrożenia ze strony Rosji, rosnącej roli Chin oraz oczekiwań Unii Europejskiej, kolejna kadencja Trumpa zapowiada się zupełnie inaczej niż poprzednia.
Amerykański miliarder uzyskał silny społeczny mandat i będzie miał wszystkie atuty, by pewnie rządzić przez co najmniej najbliższe dwa lata (do tzw. wyborów śródokresowych do Kongresu). Partia Republikańska zapewniła sobie – oprócz dotychczasowej większości w Izbie Reprezentantów i sprzyjającego składu Sądu Najwyższego – dodatkową większość w Senacie. Dla amerykańskich wyborców najważniejszymi kwestiami w kampanii były tradycyjnie sprawy wewnętrzne (stan gospodarki, problem nielegalnej imigracji, kwestia aborcji), jednak z perspektywy sojuszników USA, w tym Polski, obok polityki handlowej, porządek dnia polityki zagranicznej przyszłej administracji wydaje się kluczowy.
Priorytety Trumpa
Nowy prezydent zdecydowanie nie jest izolacjonistą, ponieważ zapowiedział wiele zmian, szczególnie w kontekście wojny w Ukrainie.
Stany Zjednoczone stanowią rdzeń organizacji takich jak NATO i ONZ, dlatego w tych instytucjach również dojdzie do zmian, których podstawą będzie amerykański interes narodowy. Ponadto, istotne będą projekty zainicjowane w trakcie jego pierwszej kadencji, takie jak Inicjatywa Trójmorza i Bukaresztańska Dziewiątka. To oznacza bardzo dobrą wiadomość dla Polski, która zorganizuje Szczyt Trójmorza w Warszawie w ostatnim tygodniu kwietnia przyszłego roku.
Witając nowo wybranego prezydenta, europejscy decydenci kierują się chęcią utrzymania pozytywnych relacji z USA, ale również obawami o przyszły kształt amerykańskiej polityki zagranicznej. Przykładem może być stanowisko prezydenta Litwy, który podkreślił, że Wilno przeznacza na obronę w ramach NATO 3,5% PKB, a ten poziom będzie nadal wzrastał. Polska, z 4%, znacznie wyprzedza na przykład Francję, która inwestuje około 2%. Teraz każdy światowy lider będzie musiał określić swoje stanowisko wobec nowego prezydenta USA.
Chiny – zawsze wyzwanie
Podczas swojej pierwszej kadencji Trump zwiększył wydatki na siły zbrojne, odrzucając cięcia dokonane przez administrację Obamy, kładąc nacisk na rywalizację z reżimami, które Stany Zjednoczone postrzegały jako potencjalne zagrożenie. Oprócz Iranu, głównym celem Trumpa stały się Chiny, wobec których zaostrzył politykę handlową (rozpoczynając nawet wojnę celną), ograniczył dostęp do wrażliwych technologii i wzmocnił regionalną współpracę, jak miało to miejsce w przypadku formatu QUAD (Australia, Japonia, Indie i USA).
Jednakże skoncentrowanie uwagi USA na Chinach oraz regionie Indo-Pacyfiku nie było niczym nowym – administracja George’a W. Busha już planowała większy nacisk na ten region, a „przewrócenie się ku Azji” ogłosiła administracja Baracka Obamy. Niemniej jednak administracja Joe Bidena zasadniczo utrzymała, a nawet wzmocniła technologiczne ograniczenia nałożone na Chiny przez jego poprzedników. Podczas drugiej kadencji Trumpa należy spodziewać się kontynuacji uwagi poświęconej regionowi Indo-Pacyfiku (w Waszyngtonie panuje międzypartyjny konsensus w tej sprawie) oraz wyzwań związanych ze wzrostem potęgi Chin.
Trump patrzył będzie na sojuszników i partnerów wyłącznie z perspektywy tego, jak mogą oni pomóc Stanom Zjednoczonym, a niekoniecznie odwrotnie. Dlatego mało prawdopodobne jest, by Biały Dom zdecydował się na wojnę z Chinami, czy to przez Tajwan, czy przez innego sojusznika USA. Niemniej jednak nowa administracja musi brać pod uwagę, że Chiny mogą zwiększyć swoją obecność na Morzu Południowochińskim i w Cieśninie Tajwańskiej. W związku z tym, prezydentura Trumpa będzie bardziej wybiórcza w wypełnianiu zobowiązań USA oraz ostrożniejsza w stosowaniu siły wojskowej za granicą.
Interakcje z Europą
Ogłoszenie o wprowadzeniu ceł na wszystkie państwa sojusznicze USA zostało bardzo negatywnie przyjęte, co może zwiastować początek wojny handlowej między USA a UE. Pierwszym celem będą niemieckie przemysł motoryzacyjny, który ryzykuje nałożeniem ceł na import samochodów z UE. W odpowiedzi Unia Europejska najprawdopodobniej wprowadzi cła na amerykańskie produkty, tak jak miało to miejsce podczas pierwszej kadencji Trumpa. Nowy prezydent USA będzie starał się wykorzystać swoje wpływy w niektórych krajach UE (np. na Węgrzech), aby zablokować silną odpowiedź ze strony Unii.
Wielka Brytania stoi przed ogromnym dylematem. Tradycyjnym celem polityki zagranicznej Wielkiej Brytanii wobec Stanów Zjednoczonych jest utrzymanie szczególnych, bliskich relacji. Z drugiej strony, Donald Trump pozostaje niepopularnym politykiem w Wielkiej Brytanii, szczególnie wśród zwolenników Partii Pracy. Te relacje będą miały również duże znaczenie dla NATO.
Choć stosunki między Macronem a Trumpem nigdy nie były najlepsze, prezydent Francji jeszcze bardziej zaostrzył sytuację dzień po ogłoszeniu wyników wyborów, stwierdzając, że „Europa nie może liczyć na Amerykę, musi liczyć na siebie. Ponadto, interesy Europy muszą być chronione szerzej, w tym przed USA i Chinami”. Niemniej jednak dla Francji nowa administracja w USA niekoniecznie oznacza zły scenariusz. Obaj prezydenci współpracowali podczas poprzednich kadencji i bardzo dobrze się rozumieją, ponieważ pochodzą z kręgów finansowych i biznesowych. Macronowi zostały trzy lata kadencji, a on bardzo chce pokazać, że jest niezależny od Trumpa. Minister spraw zagranicznych Francji, Jean-Yves Le Drian, przyjął bardziej pojednawczy ton, podkreślając, że Francja będzie współpracować z USA niezależnie od wyników wyborów.
Konsekwencje dla NATO i wschodniej flanki
Z perspektywy Polski kluczową kwestią będzie oczywiście polityka USA pod rządami Trumpa w odniesieniu do NATO, wschodniej flanki Sojuszu oraz Ukrainy, która toczy wojnę z Rosją. Pierwsza kadencja prezydenta-republikanina obfitowała w napięcia z niektórymi europejskimi sojusznikami w NATO (Trump nawet groził wyjściem z Sojuszu w drugiej kadencji), a nawet podczas ostatniej kampanii nie wahał się wygłaszać bardzo kontrowersyjnych wypowiedzi (stwierdził m.in., że będzie zachęcał Rosję do agresywnej polityki wobec sojuszników, którzy nie wywiązują się ze swoich zobowiązań).
Wymogi Trumpa nie są niczym nowym – wcześniejsze administracje amerykańskie, począwszy od George’a W. Busha, naciskały na europejskich sojuszników, aby zwiększyli swoje wydatki wojskowe i większy wkład w wspólną obronę. Jak paradoksalnie może się wydawać, ten twardy sposób podejścia okazał się skuteczny, ponieważ w 2016 roku tylko pięć krajów Sojuszu wydawało na obronność 2% PKB, a dzisiaj spełnia ten wymóg już 23 państwa. W innych kwestiach związanych z europejskim bezpieczeństwem, podczas swojej pierwszej kadencji Trump głównie kontynuował wcześniejszą politykę, a nawet wzmocnił amerykańską obecność w kluczowych regionach, w tym na wschodniej flance.
Największe obawy budzi podejście nowej administracji do wojny w Ukrainie. Zarówno Trump, jak i jego przyszły wiceprezydent, J.D. Vance, bardzo krytycznie ocenili kontynuację amerykańskiej pomocy wojskowej dla Kijowa. Dodatkowo, ogłosili natychmiastowe działania mające na celu zakończenie wojny, co w tym momencie wymagałoby zaakceptowania znacznej części warunków Rosji (Kreml domaga się m.in. uznania „terytorialnej rzeczywistości” na Ukrainie).
Taki scenariusz byłby jednak dla Kijowa niezwykle trudny do zaakceptowania i mógłby stanowić polityczne samobójstwo. Należy jednak pamiętać, że obecna administracja pozostanie u władzy przez kilka miesięcy i podejmie kroki na rzecz wzmocnienia Ukrainy do przyszłego roku, a znaczną część amerykańskiej pomocy już teraz zapewnia UE. Czas, który uda się zyskać, należy wykorzystać jak najefektywniej, aby przekonać nową władzę do kontynuowania wysiłków na rzecz zwycięstwa Ukrainy. Ważnym argumentem w tym kontekście będzie rosnąca współpraca reżimów autorytarnych, zwłaszcza rosyjskiego i chińskiego.
Jeśli chodzi o Polskę, to nie należy spodziewać się zerwania relacji z USA po objęciu władzy przez nową administrację. Trump wielokrotnie pozytywnie wypowiadał się o Polsce, wskazując ją nawet jako przykład dobrego sojusznika.
Z punktu widzenia Warszawy, oprócz zawieszenia amerykańskiej pomocy dla Ukrainy, negatywnym scenariuszem byłoby zaostrzenie napięcia w relacjach transatlantyckich między Unią Europejską a USA (np. z powodu problemów handlowych czy relacji z Chinami). Tym bardziej, że Warszawa powinna wykorzystać swoje potencjalnie dobre stosunki z administracją Trumpa do wspierania transatlantyckiej jedności.