Poczucie bezpieczeństwa osobistego u jednych i drugich też jest inne: rozumie to każdy, kto był w strefie działań wojennych. Jeśli nie słyszałeś nad głową świstu pocisku lub miny, nie widziałeś ich eksplozji i konsekwencji, w szczególności – zwłok na ulicach, nie mieszkałeś przez miesiąc w zimnym, całkowicie pozbawionym prądu mieście i prawie wszystkie dobrodziejstwa cywilizacyjne – wtedy naprawdę będziecie mieli dość sumienia i będzie sens (zdrowy?) pisanie teraz o zachwytach Ukraińców. Na tym tle, aby wspomnieć o srogości represji Łukaszenki jako argumencie za milczeniem po drugiej stronie granicy – zgadzam się, „moje nie rozumieją twoich”, panie Aleś!
Wśród Białorusinów (przynajmniej aktywnej części ich społeczeństwa) panuje przekonanie, że nie mają tu nic do rzeczy, to wszystko Łukaszenka i Białoruś w ogóle zajęta swoimi codziennymi sprawami: czy są jeszcze jakieś pytania? Ale nie można ciągle zwalać wszystkiego na Łukaszenkę. Unia
Europejska oficjalnie uznała północnego sąsiada Ukrainy za wspólnika Rosji (tak w oficjalnych dokumentach). Na szczycie w Madrycie w 2022 roku NATO wezwało Białoruś do jak najszybszego zakończenia udziału w wojnie. Dodam od siebie jako mieszkaniec obwodu czernihowskiego – pierwsza bitwa o Czernihów odbyła się na szosie homelskiej (bo stamtąd ruscy wjechali), a białoruscy żołnierze brali udział w okupacji regionu (choć nieoficjalnie). Co na to białoruscy pacyfiści?
Teraz nie jest spokojny czas. A Białoruś jest stroną walczącą i po stronie Rosji. Swoją drogą za pieniądze podatników, czyli swoich obywateli, bez względu na ich przekonania i stosunek do obecnego rządu. A jeśli tak, to całe społeczeństwo białoruskie, niezależnie od poglądów, ponosi część odpowiedzialności za wojnę toczoną z Ukrainą. Próba ukrywania się pod hasłem „państwo okupowane” ma wyłącznie charakter użytku wewnętrznego i samousprawiedliwienia.
Widziałem demonstracyjny tekst w „Naszej Niwie” – „reżim został ustanowiony”. Prawdopodobnie sam z siebie. Chodzi o pokrewny temat – jak na Białorusi w 1994 roku w wyniku demokratycznych wyborów do władzy doszedł autorytarny, paternalistyczny reżim polityczny i jak mógł się tak długo utrzymać. Oczywiście to państwo opiekuńcze nie odpowiadało wielu (nie wszystkim) samym represjom. Lubiłem Was, drodzy Białorusini. A kiedy to ustało, większość nadal nie odważyła się podjąć działań, które doprowadziły do czołowego zderzenia.
Zwycięzcą jest ten, kto jest gotowy pójść dalej – tej zasady nikt nie anulował. W 2020 roku Ukraińcy, mający już spore doświadczenie w skutecznym przeciwstawianiu się autorytaryzmowi, wielokrotnie ostrzegali: taktyka pokojowego oporu, zwłaszcza w ramach obowiązującego na Białorusi prawa, prowadzi do porażki. Rewolucja jako taka ma na celu zmianę istniejących ram, w tym legislacyjnych. Czy ktoś wpadł na coś innego? Wolność i prawa nie są dane, ale wybrane. Jednak z jakiegoś powodu w białoruskim środowisku dominowała wiara w możliwość obrania własnej, umiarkowanej drogi („bez Majdanu”). W rezultacie przegrali zgodnie z oczekiwaniami, jak dzieci. W ówczesnej korespondencji autora z Białorusinami pojawia się taka uwaga o sprzeciwie – mówią, że to wyłącznie nasza sprawa. Odpowiedź: nie, ponieważ wasza strata będzie oznaczać dla Ukrainy zwiększenie granicy wroga o tysiąc kilometrów.
Do 2020 roku reżim Łukaszenki próbował manewrować pomiędzy Rosją a krajami Zachodu – odważył się nawet uczestniczyć w unijnej polityce Partnerstwa Wschodniego. Realizowano wspólne projekty, odbywały się liczne spotkania zarówno na Ukrainie, jak i na Białorusi, promowano wydarzenia kulturalne, zakupy białoruskiego sprzętu (nawet dwufunkcyjnego), opału, energii elektrycznej (na Ukrainie ostatnie dwa stanowiska były krytykowane)… Handel graniczny przeżył niezły rozkwit. Nie zmieniło to istoty reżimu, ale umożliwiło w pewnym stopniu wzmocnienie kontaktów międzyludzkich – poprawę wzajemnego bezpieczeństwa. Klęska protestów oznaczała wzrost zależności Mińska od bagien moskiewskich. Do czego to doprowadziło – zobaczyliśmy 24 lutego 2022 r.
Reakcja na faktyczne zaangażowanie swojego kraju w wojnę jest inna – można zgłosić się na ochotnika do białoruskich batalionów Sił Zbrojnych i z bronią w ręku bronić własnej godności, honoru narodu i jego przyszłości. Można być partyzantem – przekazywać informacje o ruchu sprzętu i amunicji, których celem jest zniszczenie Ukraińców, organizować dywersję – oczywiście z zagrożeniem życia (przypominam – jest wojna). Czy protestowanie jest legalne – w przystępnych formach, za co też można dostać karę.
Jest jeszcze jedna reakcja. Powiedzmy, żeby załadować amunicję do wagonów rosyjskich wysłanych na Ukrainę. Panikując pytając „co to jest i skąd się wzięło” po zobaczeniu ruin Czernihowa na stronie znajomych. Komentuj w postach (po białorusku) – „to twoja wina” lub „kupiłeś dla paliwo”. Albo milcz – przestań odpowiadać na posty z Ukrainy, czyli – przestań. I dzieje się tak w większości przypadków (z własnego doświadczenia). Powstaje zatem pytanie – dlaczego zwrócili się o pomoc w 2020 roku? Podstępni Białorusini, którzy czekają, kiedy wszystko się odwróci – gdzie jesteście?
Przestańcie bawić się w chowanego – jesteście uczestnikami wojny!
Jednak nie – są tacy, którzy się nie kryją. Na przykład zastępca Izby Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego Republiki Białorusi Oleg Haydukevych. Z zadowoleniem przyjmuje atak na Ukrainę, w szczególności obecny ostrzał. Otóż dobrze byłoby ustalić, kim na prawdę są Białorusini – jest to przydatne dla powstającego narodu.
Imponujące jest to, że aktywni Białorusini, także ci na emigracji, znakomicie nauczyli się tłumaczyć, jak jest źle i dlaczego nic nie mogą zrobić. Przypomnę wydarzenie, które miało miejsce w listopadzie 2015 roku podczas konferencji zorganizowanej przez Fundację Hansa Seidla dla ukraińskich szefów hromad terytorialnych. Początek okazał się bardzo „optymistyczny” – szanowani szefowie organów samorządu terytorialnego wygłaszali przemówienia, jedno bardziej apokaliptyczne. Po piątym takim przemówieniu niemiecki delegat na Ukrainę (stanowisko) nie mógł już tego znieść, brzmiało: „PRZESTAŃCIE SIĘ UŻALAĆ!”. Dopiero wtedy rozmowa nabrała konstruktywnego charakteru.
Artykuł w „Naszej Niwie” zaczyna się od wzmianki o dostępnej akcji – Iryna Kuchwalska, z zawodu prawnik, napisała oświadczenie do przewodniczącego Komitetu Wykonawczego Miasta Homel z prośbą o pozwolenie na zorganizowanie jednej pikiety w proteście przeciwko wojnie.
Mały, ale konkretny krok, wykorzystanie w granicach tego, co dozwolone – istnieją nawet w państwach totalitarnych. W 2022 roku sytuacja w porównaniu z falą protestów uległa zmianie, reżim się ustabilizował. Dlatego zmienia się taktyka walki – to normalne.
To, czy będzie pikieta, czy nie, to drugie pytanie. Akt i jego rozgłos są bardzo ważne. Dlatego wiersz „Żadnych roszczeń do Iryny Kuchwalskiej…” wygląda bardzo dziwnie. To trochę tak, jak z oszczerstwem autora, bo wtedy pojawiają się pozytywne oceny. Jest to jednak bardzo odkrywcze – pani
Iryna w swojej odpowiedzi na pytanie „co możemy zrobić” naruszyła ogólnobiałoruski konsensus. I okazało się, że jest niewygodna. Niezbyt przychylna reakcja autora wpisu – mówią, że nie ma w nim elementu praktycznego – świadczy raczej nie o braku sensu rzucania wyzwania Smokowi, ale o oznakie nieobecności Lancelota.
Właściwie sugeruję pozostawienie intelektualnego pytania „dlaczego” w spokoju do końca wojny. Teraz ważna jest inna sprawa – czego są warci Białorusini w zapobieganiu rozszerzania się form i zakresu ich zaangażowania w wojnę? Nie w sensie szukania odległych przykładów, abstrakcyjnego Diadi Wasi czy wspomnień o potencjale roku 2020, ale obecnego osobistego udziału każdego obywatela Republiki Białorusi w oporze wobec absolutnego Zła. Uczestnictwo, a nie unikanie, niekończące się wyjaśnienia i „odmrażanie”.
Sergiusz Zawadzki