W końcu można z całą pewnością nazwać dziedzinę, w której Rosjanie są światowymi liderami. Nie chodzi jednak o przywództwo polityczne czy gospodarcze, o którym marzy Kreml (jak również wzrost dobrobytu własnych mieszkańców zamiast rozwiązania krwawych wojen). Wśród niedemokratycznych reżimów palmę pierwszeństwa przyznaje się dla nich w szerzeniu kłamstw. To Rosja została uznana przez Europejską Służbę Działań Zewnętrznych za największego rozpowszechniacza dezinformacji w 2022 roku.
W przededniu pierwszej rocznicy inwazji Rosji na Ukrainę można stwierdzić całkowite fiasko planów agresora na polu bitwy. Ukraiński bohaterski opór z trudem powstrzymałby okrucieństwo zbrodni wojennych bez wsparcia międzynarodowego – militarnego, finansowego, sankcyjnego nacisku na okupanta. Dlatego, aby zniszczyć tę solidarność, aktywnie działa koło zamachowe rosyjskiej propagandy, które amerykańscy eksperci Christopher Paul i Miriam Matthews z powodzeniem nazwali „hydrantem kłamstw”. Po 24 lutego ów „hydrant” został wyrwany, wlewając do mózgów ludzi na całym świecie, aw Europie w szczególności, mnóstwo wymyślonych fejków. Jednak ilość nie oznacza jakości – a uzyskany efekt raczej nie zadowoli krwawego dyktatora i jego zwolenników. Spróbujmy spojrzeć na ten masyw przez pryzmat tematów kampanii propagandowych.
Europejczycy przetrwali „mróz i głód” zimy. Być może największy wysiłek skierowano na wykazanie całkowitej zależności krajów europejskich od rosyjskiego gazu i ropy. Odmowa dostępu do surowców energetycznych Moskwie miała doprowadzić do niesamowitej inflacji, zubożenia, dosłownie zamrożenia ludności w domach. Taki obraz pojawiał się w tematach propagandowych. Jeden z nich mówił o europejskich miastach pogrążonych w mroku i chłodzie a propagandysta Sołowjow nawet śpiewał w swoich audycjach słowa piosenki: „A zima będzie wielka”. Inne podobne filmy pokazywały jeszcze więcej absurdalnych historii. W krzywym zwierciadle rosyjskiej propagandy Europejskie kobiety przeprowadzają się do Rosji tylko po to, żeby się ogrzać, a zdesperowana wyimaginowana europejska rodzina w opowieści RT jest zmuszona ugotować zwierzę domowe, aby zaspokoić głód.
Jednak mija ostatni miesiąc zimy i można już argumentować, że wszystkie te sztuczne horrory nie są prawdziwe. Europejskie rządy wsparły swoich obywateli w płaceniu podwyższonych taryf za usługi komunalne, i wtedy oni dość łatwo przebrnęli przez sezon grzewczy. Mimo inflacji europejska gospodarka nie wpadła w recesję, a przemysł nie stanął. Znaleziono alternatywnych dostawców gazu i ropy – po gwałtownym skoku ceny na nośniki energii zostały ostatecznie ustabilizowane. To znaczy, że są problemy, ale na pewno nie na tak katastrofalną skalę, jak obrazuje to zniekształcona wyobraźnia rosyjskiej propagandy. I problemy się rozwiązują.
Mit „energetycznego supermocarstwa”, bez którego Europa nie może żyć, okazał się równie absurdalny jak „druga armia świata”, z którą Siły Zbrojne Ukrainy skutecznie radzą sobie na polu walki. Ale obraz uzależnienia wypełnienia rosyjskiego budżetu od sprzedaży surowców energetycznych jest wciąż realny. Styczniowe wskaźniki deficytu pokazały gwałtowny spadek poziomu dochodów, 60% od planowanych – i to bez uwzględnienia ograniczeń w imporcie rosyjskich produktów naftowych, które weszły w życie dopiero w lutym.
Krwawe sztandary „bojowników przeciwko nazistom i ludobójstwu”. Po prawie roku inwazji na pełną skalę rosyjska propaganda wciąż nie może znaleźć odpowiednich argumentów dla krajowej i międzynarodowej publiczności, dlaczego zaatakowano niepodległe państwo, w dalszym ciągu niszczą miasta i wsie, torturują i zabijają ludność cywilną. Nakreślone cele „operacji specjalnej” na rzecz „denazyfikacji” Ukrainy od dawna są tematem licznych memów i żartów. Również propagandyści nieustannie apelują, że w ten sposób powstrzymali ludobójstwo w Donbasie, chociaż nawet statystyki okupantów pokazują zdumiewającą różnicę w liczbie ofiar cywilnych w tak zwanych „republikach ludowych” przed i po 24 lutego. Przymusowa masowa mobilizacja mężczyzn i wysyłanie ich na front pod lufy karabinów maszynowych, co jest zbrodnią wojenną, jest bezpośrednim dowodem eksterminacji miejscowej ludności.
Według badania przeprowadzonego przez grupę zadaniową EU East StratCom, oddział Służby działającej w ramach Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych, która od 2015 roku zajmuje się zwalczaniem rosyjskiej dezinformacji, od lutego do kwietnia 2022 roku użycie słowa „naziści” w mediach kremlowskich wzrosło o 290%, a „ludobójstwo” – o 500%! Etykieta „naziści” zawsze była niemal najsilniejszym narzędziem odczłowieczania wroga. Dlatego rosyjska propaganda nadal próbuje stworzyć odpowiedni wizerunek Ukraińców (spojler, bez powodzenia). Na przykład podczas Mistrzostw Świata FIFA w Katarze propagandysta Sołowjow rozpowszechniał wideo, na którym trzech ukraińskich fanów malowało wąsy Hitlera i nazistowski salut na graffiti. Wiadomo, że w stanie wojennym mężczyźni nie mogą opuszczać kraju, a nagranie okazało się sfałszowane.
Odwołania do tematu mają na celu wywołanie w Europejczykach szczególnych uczuć związanych z pamięcią historyczną o okropnościach II wojny światowej. Kreml od lat buduje narrację o szczególnej roli Związku Radzieckiego (mając na myśli wyłącznie Rosjan i ostrożnie unikając znaczenia Ukraińców) w walce z niemieckim nazizmem. Jednocześnie rola pomocy zachodnich sojuszników w tym czasie jest całkowicie ignorowana, a nawet wypaczana. Polacy, którzy dziś aktywnie wspierają Ukrainę w jej walce, są przedstawiani w audycjach innego czołowego propagandysty, Kisielowa, jako ówczesni pomocnicy Hitlera. Choć trzeba przypomnieć, że wówczas chodziło o okupację i podział Polski przez dwa reżimy totalitarne – nazistowski i sowiecki. Putin, zupełnie ignorując dotychczasową i ówczesną rolę agresora i ofiary, w rocznicę bitwy pod Stalingradem osobiście porównuje dostawę niemieckich czołgów Leopard do Kijowa z nazistowskimi czołgami, które zaatakowały ZSRR.
Konspiracja od „komarów wojennych” do „broni sejsmicznej”. Tworzenie i rozpowszechnianie różnych teorii spiskowych to kolejna ulubiona dziedzina rosyjskiej propagandy. Fałszywe informacje na temat biolaboratoriów zostały po raz pierwszy przetestowane podczas pandemii COVID-19, kiedy utrzymywały się różne wersje o sztucznym pochodzeniu wirusa. Podczas inwazji na pełną skalę, w opowieściach propagandowych, „zachodnie laboratoria”, w których „produkuje się broń biologiczną”, zostały „odnalezione” na tymczasowo okupowanych terytoriach. Wirusy i bakterie roznoszone przez „komarów wojennych i ptaków”, które miały wpływać na „DNA Rosjan” (chociaż nie trzeba być bardzo obeznanym w biologii, aby zdać sobie sprawę: patogeny nie rozróżniają cech etnicznych), generalnie zasługują na to, aby znaleźć się w podręcznikach. Ale nie tyle z podręczników dotyczących dezinformacji, co z psychiatrii.
Wygląda na to, że Zachód „opanował” również elementy natury. Tak przynajmniej chce przekonać rosyjska propaganda, mówiąca o „użyciu broni sejsmicznej” w przypadku potężnego trzęsienia ziemi w Turcji i Syrii. Niby to że Amerykanie próbują w ten sposób zapobiec reelekcji prezydenta Turcji Erdogana na nową kadencję. Konspiracja ma na celu przekonanie obywateli Europy co do sztucznego charakteru klęsk żywiołowych, które rządy wykorzystują do swoich celów politycznych.
Trojańskie „gołębie pokoju” przeciwko „agresji NATO”. Tak jak w przypadku wspomnianych już kłamstw o „nazistach” i „ludobójstwie”, w przypadku „agresji” NATO stosowana jest technika „odbicia lustrzanego” – własne działania i aspiracje są po prostu przenoszone na opis wroga. W takim obrazie świata armia rosyjska już walczy z armią Sojuszu na terytorium Ukrainy – a propaganda nieustannie donosi o liczbie „zniszczonych najemników”, czy to polskich, amerykańskich czy innych. Ale jednocześnie próbuje zastraszyć zwykłych Europejczyków, że wkrótce „zostaną wysłani na śmierć na Ukrainie”. Wydaje się, że wysiłki agresora w najbliższych miesiącach będą koncentrować się na tworzeniu różnych organizacji pseudopacyfistycznych i wykorzystywaniu własnych agentów w Europie do szerzenia idei, że to „nie nasza wojna”. Choć Kijów nieustannie podkreśla, że potrzebna jest tylko pomoc finansowa i militarna, a nie zaangażowanie sojuszników na polu walki. Incydenty związane z spadnięciem rosyjskiej rakiety w Polsce czy przelotem rakiety nad Rumunią wskazują, że NATO unika militarnej odpowiedzi na takie prowokacje. Co równie dobrze mogłoby zostać wykorzystane jako casus belli, gdyby w Sojuszu naprawdę istniały jastrzębie wojenne.
Opisana lista nie wyczerpuje tematu fejków, które wylewają się z rosyjskiego „hydrantu kłamstw”. Ich strategicznym celem jest zniszczenie europejskiej solidarności na rzecz Ukrainy. Na szczęście obecnie próby te kończą się niepowodzeniem, co oznacza, że wolny świat po raz kolejny udowadnia: dyktatury nie mogą zwyciężyć w narzucaniu siłą swojego porządku międzynarodowego.
Filip Wujek