Myślę o zbrodniach tej strasznej wojny, o których napisano już sporo.
I sfilmowano sporo. Nie będę wymieniała miast, miasteczek, wiosek. To osobny temat.
Jest takie zdjęcie – pod gruzem, błotem, wyrzuconą podmuchem ziemią leży młody człowiek. Gdyby nie wojna – można by pomyśleć; potknął się facet i zarył nosem w badziewie. I gdyby nie krew, która to wszystko zbryzgała. Nad nim stoi rówieśnik w geście przerażenia. Na drugim planie kobieta schlapana krwią, dochodzi do tego miejsca…
To tyle.
Każdy z nas powinien stanąć przed tą niemą sceną.
Czy jest jakaś definicja?
Czy jest jakaś skala zła?
Czy jest jakaś skala ludzkiej wytrzymałości?
Czy jest jakaś granica bezsensownej zbrodni?
Czy jest jakaś odpowiedź?
Szukałam w pamięci źródła – a może praźródła braku jakiejkolwiek miary…
Już po 1990 roku wędrowała po Polsce komsomołka. Młoda, śliczna, ogładzona, ciekawa świata.
Spotkaliśmy ją raz, drugi, po raz kolejny…
Wywiązała się dyskusja. O stalinizmie, o nigdy do końca nie rozliczonych zbrodniach…
Komsomołka wrzasnęła na nas strasznie: – O co wam, chodzi?! Czego od niego chcecie! Stalin był dobry! Że wymordował miliony ludzi?! Tak. Wymordował, żeby tym, co zostaną było dobrze!
Proszę Państwa – czy jest jakaś odpowiedź?
Czy jest jakaś definicja?
Ukraina – rok 2022, 2023.
Wojna, opisana pojęciami – zbrodnie, gwałty, grabież.
Ruiny, ruiny, ruiny – domy, szpitale, cerkwie, kościoły, szkoły, przedszkola…
Zwłoki – na ulicach, skwerach, pod domami. Tysiące ludzi, którzy gdzieś po prostu szli, albo uciekali, albo nie zdążyli…
Pytanie – skąd się bierze taki bezmiar zła?
Czy w potwornej definicji stalinizmu wyartykułowanej przez młodą komsomołkę kryje się prapoczątek?
Jest jeszcze jedna definicja, sformułowana przez profesora Hrycaka: – Sowiecki terror od faszyzmu różnił się tym, iż w obu systemach mordowano, ale faszyści oczekiwali strachu, natomiast sowiecki terror oczekiwał w zamian wdzięczności i przejawów radości.
Na Kremlu bez zmian.
Agata