18 maja Polacy wybierali swoją przyszłość – nie tylko swojego prezydenta, ale także kurs polityczny na kolejne lata. Pierwsza tura wyborów prezydenckich w 2025 r. okazała się czymś więcej niż tylko statystykami policzonych głosów. Ujawniła ono głęboki rozłam w polskim społeczeństwie, a jednocześnie szansę na jego odnowę.
Do finału dotarło dwóch rywali, między którymi istnieje duża różnica ideologiczna: liberał Rafał Trzaskowski i konserwatysta Karol Nawrocki. Jeden z nich ma symbolizować kontynuację reform, ścisłą współpracę z UE i ochronę praw człowieka. Drugi obiecuje powrót do „tradycyjnych wartości”, suwerenności narodowej i walkę z ideologią liberalną.
Ale główną niespodzianką nie są oni. Trzecie miejsce Sławomira Metzena ze skrajnie prawicowej „Konfederacji” (prawie 15 proc. uzyskanych głosów) było sygnałem alarmowym. Młodzież, zmobilizowana za pośrednictwem TikToka i Telegrama(?), zagłosowała na polityka, który nie stroni od radykalnych wypowiedzi i otwartego populizmu. Ogółem ponad 20 proc. wyborców zagłosowało na kandydatów skrajnie prawicowych. I nie jest to już margines – to potężna siła, która dyktuje porządek obrad.
Pod presją oczekiwań
Druga runda, zaplanowana na 1 czerwca, stanie się rywalizacją o zaufanie rozczarowanych wyborców. Trzaskowski musi przekonać centrystów i lewicowców, że jego kurs nie jest jedynie „przeciwko PiSowi”, ale także na rzecz sprawiedliwości, demokracji i powrotu szacunku do instytucji państwowych. Będzie musiał zachować równowagę między tym, by nie zrazić do siebie postępowych wyborców, ale też nie stracić szansy na wygraną poprzez zignorowanie bardziej konserwatywnego elektoratu.
Z drugiej strony Nawrocki już wysyła sygnały elektoratowi Mentzena: jego język staje się bardziej ostry, tematy bezpieczeństwa, migracji i suwerenności narodowej są coraz głośniejsze. Jeśli uda mu się przyciągnąć choć część skrajnej prawicy, szanse na zwycięstwo dramatycznie wzrosną.
Dwa scenariusze — dwa wektory przyszłości
Jeśli Trzaskowski wygra, Polska będzie nadal podążać europejską ścieżką. Oznaczać to będzie poparcie dla reform wymiaru sprawiedliwości, większą przejrzystość instytucji państwowych, stabilną współpracę z Brukselą, a także, być może, rozmrożenie pomocy finansowej z UE.
Natomiast zwycięstwo Nawrockiego może nie tylko zaostrzyć konfrontację z rządem Donalda Tuska, ale również pogłębić polaryzację polityczną w kraju nad Wisłą. Widzieliśmy już, jak konserwatywny rząd wywierał presję na sądy, media i organizacje publiczne w poprzednich latach. Powtórzenie się tego scenariusza może mieć katastrofalne skutki — zarówno dla stabilności wewnętrznej, jak i pozycji Polski w Europie.
Wybory, którym pilnie przyglądają się za granicą
Wybory te mają znaczenie wykraczające daleko poza Warszawę. Polska jest kluczowym graczem w Europie Środkowo-Wschodniej, sojusznikiem Ukrainy i ważnym krajem Sojuszu Północnoatlantyckim. W obliczu zmagań Europy z populizmem, polaryzacją i zagrożeniami hybrydowymi, wybór Polski będzie wymowny.
To nie są zwykłe wybory prezydenckie. Pojawia się pytanie: jaka będzie Polska jutro? Demokratyczna, otwarta, reformatorska — czy zamknięta, nacjonalistyczna, wrogo nastawiona do własnego parlamentu i sojuszników?
Ostatnie słowo należy do wyborcy.
1 czerwca wyborcy zadecydują, w jakim kierunku podąży kraj. Politycy podjęli działania, złożyli obietnice, zorganizowali bitwy informacyjne. To wyborcy zadecydują, jaki będzie nowy rozdział polskiej historii: postępowy czy konserwatywny, otwarty czy zamknięty, nowoczesny czy nostalgiczny.
Polska jest na rozdrożu. I sama wybiera swoją drogę.
Filip Wujek