1 stycznia nastąpiło wydarzenie pod każdym względu historyczne. W rosyjskich mediach napisano oczywiście, że to „oni wstrzymali dostawy gazu do Europy przez Ukrainę”. Ale tak na prawdę to Ukraina zdecydowała się na zaprzestaniu dostaw rosyjskiego surowca przez swoje terytorium. Tym razem na długo.
Rosja przez dziesięciolecia wykorzystywała swoje zasoby energetyczne jako narzędzie do wywierania presji na Europę. Szczególne jej wschodnie obszary – Węgry, Polskę, Słowację. Jak pokazał czas taka presja okazała się skuteczna. Węgry i Słowacja uzależnieni od rosyjskiego narkotyku gazowego, zaciekle krytykują Ukrainę za jej decyzję. Putin inwestował miliardy Euro w budowę gazociągu Nord Stream, aby ominąć Ukrainę. Jednak ani Nord Stream obecnie nie funkcjonuje, ani Ukraina zablokowała Rosji możliwość bezpośredniego eksportu gazu do Europy. Koniec dominacji Moskwy na europejskim rynku energetycznym, szansa dla rozwoju alternatywnych dostaw energii, w tym z USA.
Od 1 stycznia 2025 r. ukraiński Naftohaz zrezygnował odnowienia umowy tranzytowej z rosyjskim Gazpromem, która obowiązywała od 2019 roku. Choć gaz amerykański LNG jest nieco droższy ale za nim nie stoją rosyjskie czołgi i żołnierze.
W obliczu utraty rynku europejskiego Moskwa desperacko szuka nowych klientów w Azji, szczególnie w Chinach. Jednak te nowe umowy są znacznie mniej ciekawsze niż poprzednie transakcje sprzedaży do Europy. I co najbardziej cieszy – wynikający z tego spadek przychodów z energii znacznie utrudni Rosji finansowanie operacji wojskowych, w tym trwającej wojny na Ukrainie.
Decyzja Ukrainy o wstrzymaniu tranzytu spowoduje znaczną utratę dochodów, ale kraj ten ma nadzieję złagodzić ten problem dzięki pomocy finansowej ze Stanów Zjednoczonych. Krytycy twierdzą, że ten ruch jest również częścią szerszej strategii USA, mającej na celu wywieranie presji na kraje takie jak Słowacja i Węgry, które opierały się zakupowi amerykańskiego LNG na rzecz alternatywnych źródeł energii.
Uzbrojenie Rosji w energię ostatecznie przyniosło odwrotny skutek, zadając poważny cios wpływom Moskwy. Europa podjęła decydujący krok w kierunku zmniejszenia zależności od rosyjskiego gazu, wzmacniając swoje bezpieczeństwo energetyczne. Jednak ta nowa rzeczywistość wiąże się z wyższymi kosztami, które prawdopodobnie poniosą obywatele Europy.
Kryzys energetyczny w Europie na razie najbardziej odczuły Mołdawia oraz nieuznawane przez świat Naddniestrze. Co ciekawe władze tego separatystycznego regionu odmówiły Mołdawii podpisania umowy o eksporcie surowców z Rumunii w nadzieje, że „może rosyjski gaz powróci”. Nie powróci.
Po wycofaniu z eksploatacji gazociągów Nord Stream i zamknięciu ukraińskich tras, jedynie gazociąg Turkish Stream jest obecnie jedyną nitką przez którą rosyjski gaz może jeszcze dotrzeć do Unii Europejskiej.
Rosnącą zależność Europy od Turcji w kwestiach strategicznych to inny temat dla rozmowy. Od imigracji po energię, kontynent jest teraz zależny od współpracy Ankary w rozwiązywaniu krytycznych wyzwań. Ale Turcja jest członkiem NATO i na pewno nie zrezygnuje z członkostwa w tej organizacji w obawie przez Rosją i różnymi organizacjami terrorystycznymi ze wschodu. Czyli pozostanie po tej „dobrej stronie mocy”.
Marek Sztejer | Fot. Wikipedia