Niemcy, Polska i Francja wzmacniają współpracę w zakresie uruchomienia mechanizmów mających na celu szybsze doprowadzenie do sprawiedliwego pokoju w Ukrainie. Te dyskusje toczą się nie tyle już wokół potrzeby wsparcia Ukrainy w tym zakresie lecz na temat bardzo konkretny – formy zakończenia wojny i możliwości utworzenia strefy zdemilitaryzowanej, wspartej przez wojska z innych krajów.
Jakiej ilości żołnierzy potrzeba by zabezpieczyć ponad 1000 kilometrów frontu? Czy mają to być żołnierze z europejskich krajów demokratycznych, czy raczej z krajów członkowskich prorosyjskiego bloku BRICS? Spróbujemy przeanalizować możliwe odpowiedzi na te pytania.
Zwlekanie krajów Zachodu z dostawami broni dla Kijowa oraz wewnętrzne problemy z mobilizacją doprowadziły do tego że w niebezpiecznej sytuacji mogą okazać się także Mołdawia, kraje bałtyckie, Polska a nawet Kazachstan. Dlatego temat zakończenia wojny i zapobiegania dalszego rozlania się konfliktu nurtuje mózgi Europejczyków i Amerykanów, którzy w drodze debat zakulisowych prowadzą intensywne dyskusje dotyczące rozmieszczenia żołnierzy w celu utrzymania pokoju.
Obecna linia frontu w Ukrainie składa się z trzech większych fragmentów i rozciąga się na około 1,2 km długości. Są także strefy gdzie nie toczą się bezpośrednie walki, jak ta na przykład na północy Ukrainy, z wyjątkiem fragmentu na pograniczu z obwodem kurskim. Także niejasne na razie jest jaką szerokość musi mieć przyszła strefa zdemilitaryzowana po obu stronach frontu. Czy wystarczy 1 km? Czy 10 km?
Musimy zaznaczyć, że według stanu na połowę grudnia wynika, że europejscy przywódcy mówią o misji pokojowej składającej się z ok. 40 tys. żołnierzy. Ta liczba nie wygląda na wystarczającą by efektywnie wykonać zadania pokojowe. Bo żołnierze takiej misji musieliby monitorować bardzo duże obszary i w razie potrzeby móc szybko przemieszczać się w ich granicach. Zagraniczni eksperci uważają, że dla skutecznego utrzymania pokoju potrzeba co najmniej 100 tys. żołnierzy. Wymaga tp kompleksowej logistyki, a ta ze względu na ograniczoną przepustowość ukraińskich dróg i kolei może okazać się trudna.
Inna sprawa to pod jakim mandatem miała by być organizowana taka misja pokojowa. Rosja zapewne zechce mandatu ONZ i odmówi wydania zgody na na misję prowadzoną wyłącznie przez UE lub nawet NATO. Moskwa może pragnąć do zaangażowania bardziej lojalnych dla niej żołnierzy z krajów Głobalnego Południa. Odnośnie krajów Europy – to wysłanie nawet 20 tys. już budzi spore wątpliwości w kręgach rządzących tych krajów. Polska twierdzi że i tak robi dużo by zabezpieczyć setki kilometrów granicy z Rosją i Białorusią i nawet 10 tys. nie będzie kim zastąpić. Dlatego realistycznie można patrzeć na liczbę po kilka tysięcy albo nawet kilkaset żołnierzy z krajów europejskich.
Ale czas nagli. Na razie kiedy karty rozdaje Rosja, wściekle atakując pozostałości obwodu donieckiego i ługańskiego, oraz dobijając już zniszczoną w 80 proc. infrastrukturę energetyczną sytuacja składa się dla Ukrainy bardzo niekorzystnie. A co za tym idzie – także dla Polski, Mołdawii, Rumunii i innych krajów ościennych. Co prawda Polska zadeklarowała wydatki obronne w 2025 roku na poziomie 5 proc. PKB. Ale inne kraje oscyllują w granicach 2 proc. A ich rządy nawet nie myślą o przestawianiu się na gospodarkę wojenną. I poprzestają na głośnych deklaracjach politycznych.
Jeżeli nadal trzymać się tego zachowania, to zwycięży ten, kto jest najbardziej zdeterminowany, nie patrzący na Konwencje Genewskie i nie liczący strat w szeregach własnej armii. Przysłowiowe „baby jeszczio narożajut” – kobiety narodzą kolejne dzieci) jest najlepszą charakterystyką traktowania przez Moskwę zasobów ludzkich jak w czasach I i II wojen światowych a także dzisiaj.
Wracając do misji powołania żołnierzy zagranicznych do kontroli strefy zdemilitaryzowanej. Pierwsza opcja to powołanie misji obserwacyjnej — za wzorcem pośrednictwa OBWE w 2014 roku. Drugi wariant to z wyposażenie żołnierzy z innych krajów w ciężką broń — czołgi bojowe, artylerię i samoloty by w razie potrzeby szybko zainterweniować w przypadku wznowienia walk. Temat wróci jeszcze przed świętami bożonarodzeniowymi bowiem i Polska i Francja a także USA zrobią prawie wszystko by wojna rosyjsko-ukraińska zakończyła się w roku 2025 i co najważniejsze – nie przelała się na inne kraje.
Marek Sztejer | Fot. Generated by AI