Jaki był plan Putina? Po pierwsze utrzymać się przy władzy, a po drugie wziąć rewanż za przegraną „zimną wojnę”. Jedno z drugim jest związane: autorytarny reżim w świecie demokratycznego ładu musi upaść, więc jedynym wyjściem jest zaprowadzenie własnych porządków światowych na spółkę z innymi dyktatorskimi reżimami jak Chiny, Iran czy Syria.
Środkiem do tego celu od lat było prowokowanie chaosu w krajach Zachodu („dezintegracji” – w słowniku doktryny wojennej generała Gierasimowa). Służy temu wojna dezinformacyjna, uczynienie z internetu narzędzia wojny, szantaż energetyczny, rozpalanie w całym świecie konfliktów społecznych, wspomaganie populizmów i polityków o autorytarnych skłonnościach. Do 24 lutego były to działania w jakimś zakresie kamuflowane i stąd kariera pojęcia „wojna hybrydowa”.
Nazwanie napaści na Ukrainę „operacją specjalną” okazało się kamuflażem całkowicie już chybionym. Miał to być blitzkrieg i on też się nie udał. W ten sposób Kreml odsłonił w pełni swoje plany i musi brnąć dalej.
Moskwa szantażuje i straszy
Putin, Ławrow, Miedwiediew wciąż głoszą, że czas pracuje na ich korzyść. I nie tylko już Ukraina, ale cała Europa ma być „zdenazyfikowana”. Sankcje wymierzone w Rosję mają uderzyć rykoszetem w Zachód, co wywołać ma tam niepokoje społeczne i polityczne kryzysy. We własnym kraju z niepokojami społecznymi Kreml się nie liczy, zdecydowany brutalnie je tłumić.
Bombardując ukraińskie zasiewy i blokując porty, Kreml grozi światu głodem, mającym wywołać falę uchodźców z Afryki – od czasów wojny w Syrii wiadomo, że istnieje „broń migracyjna”.
Kreml liczy też na zobojętnienie wojną zachodnich mediów i opinii publicznej. Wtedy głośniej odezwą się „pożyteczni idioci”, twierdzący, że za wszelką cenę trzeba z tą wojną skończyć i wystarczy tylko przerwać dostawy broni Ukrainie, aby zakończyć konflikt.
Możliwy jest wciąż powrót Trumpa z hasłem „America first” i porzuceniem NATO. Populistów takich jak Orbán, Salvini czy Le Pen, chcących rozmontować Unię, Moskwa postrzega jako cichych sojuszników. Sprzyjają jej też, niezależnie od intencji, zwolennicy zachowania przez Putina „twarzy”. Cieszyć musi Kreml postawa papieża, który tak nie znosi USA, że nie może potępić rosyjskiego ludobójstwa.
Są też geopolityczni „eksperci”, zainfekowani nacjonalistyczną ideologią Aleksandra Dugina, dla których w Ukrainie toczy się amerykańsko-rosyjska wojna proxy, wobec której reszta świata stać winna z boku.
I są jeszcze rosyjskie filmiki, pokazujące jak wyglądałby Nowy Jork, Londyn lub Warszawa po wybuchu bomby atomowej.
To są zasoby Putina. Jego rachuba polega na tym, że światowy ład załamie się, a wśród jego gruzów ocaleje dyktatorsko-oligarchiczna piramida władzy w Rosji wraz z sojuszem antyzachodnich i antydemokratycznych dyktatur. Po takim zwycięstwie Kremla zapanuje powszechnie brutalna siła. Demokratyczny Zachód, upierający się przy zasadzie rządów prawa i uniwersalnych prawach człowieka, przestanie istnieć. Osobnicy tacy jak Putin będą mogli pozwolić sobie na wszystko.
Ukrainę trudno porównać do Afganistanu, ani też obecnej sytuacji nie da się „zamrozić” jak w Naddniestrzu czy Osetii. Ale Putin odsłonił swój globalny plan i konieczne jest globalne rozstrzygnięcie.
Jaki jest plan Zachodu w odpowiedzi na plan Putina?
Zachód nie może wypowiedzieć wojny Rosji, mimo że Rosja de facto prowadzi wojnę z Zachodem. Ryzyko konfliktu nuklearnego w tej fazie konfliktu jest zbyt wielkie.
Trudna strategia Zachodu, polega na stopniowaniu użycia środkowych militarnych (dostarczanie broni) oraz nacisku gospodarczego, wykorzystując przewagę bez porównania większych niż Rosja zasobów. Zachód nie chce dopuścić by konflikt nadmiernie eskalował, dopóki sama Rosja ma jeszcze zdolność do takiej eskalacji i zanim ograniczone zasoby rosyjskie nie ulegną istotnemu ograniczeniu.
Przewaga gospodarcza jest uderzająca: co najmniej jeden do piętnastu. Technologiczna również. 45 proc. wszystkich zaawansowanych technologii wykorzystywanych przez Rosję pochodzi z Unii, 21 proc. z USA, a tylko 11 proc. z Chin. To ta przewaga, a nie same narzucone Moskwie ograniczenia finansowe, decyduje o sile sankcji.
Rosja może przeżyć bez McDonalda (choć burgery a la Russe przestają być już jadalne), nie sposób jednak produkować broni bez zachodnich komponentów. Zakłócony import powoduje spadek całej produkcji przemysłowej.
Reorientacja w stronę Azji nie może Rosji pomóc w znaczący sposób. W bloku państw tzw BRICS, który Moskwa chce widzieć po swojej stronie, zasoby Chin stanowią 70 proc. a Rosji jedynie 10 proc. (W skład BRICS wchodzą jeszcze Brazylia, Indie i Południowa Afryka).
Pekin nie potępia Moskwy, ale praktycznie do sankcji się przyłącza. Chiny i Indie, prowadzą grę z Waszyngtonem na własną rękę i wiele wskazuje na to, że nie tak bardzo po drodze im z agresywną, lecz nie dysponującą potencjałem na miarę swych ambicji Rosją.
Słabość Rosji dobrze ilustruje utrata wpływów w Kazachstanie (najpewniej z poparciem Pekinu). Trudne dla Rosji są stosunki z Turcją, czego najlepszym symbolem są bayraktary, dostarczane Ukrainie.
W istocie Rosja jest izolowana, z zapalnymi punktami na prawie wszystkich swoich granicach.
Strategia Zachodu opiera się na założeniu – nader prawdopodobnym – że niepowodzenie w Ukrainie będzie miało silny i narastający wpływ na wewnętrzną sytuację w Rosji. Strategia ta nie zakłada biernego czekania na powolne działanie sankcji gospodarczych.
Poszczególne środki nacisku działają razem i uzupełniają się. Kwestie militarne są ważne same w sobie, ale ich składnik psychologiczny ma też ogromne znaczenie. Można jedynie domniemywać, co może stać się psychologicznym punktem zwrotnym – zniszczenie mostu kerczeńskiego (łączącego Krym z Rosją), odbicie przez Ukraińców Chersonia, a już z pewnością szokiem byłoby odzyskanie przez Ukrainę Krymu.
Długotrwałość tej wojny to nie jedyny możliwy scenariusz. Rozstrzygające wydarzenia mogą nadejść szybciej. Rozpad Związku Sowieckiego też wszystkich zaskoczył. Mając na uwadze najgorsze scenariusze, nie można tylko na nich budować planów na przyszłość.
Putin sam to zapowiedział
Rosja w swojej najnowszej historii ponosiła już kilkakrotnie poważne porażki – w wojnie z Japonią, w I wojnie światowej czy w Afganistanie. Były to wojny agresywne i za każdym razem te porażki wywoływały potężne wewnętrzne perturbacje. Przegrana z Kijowem (częściowo tylko militarna, ale przede wszystkim psychologiczna) byłaby porażką bez porównania poważniejszą.
Spowodowana tym atmosfera kryzysu pobudzić też może ośrodki poza centrum. Sygnałem zmian nie muszą być wielkie demonstracje w Moskwie (jak kiedyś na placu Błotnym) czy Petersburgu, ale zdarzenia na odległej prowincji, nad którymi jednak Kreml nie będzie zdolny zapanować. Największy ciężar wojny, jakim są straty ludzkie, ponosi dziś w Rosji właśnie ta odległa i skolonizowana prowincja.
Od dłuższego czasu widać przesłanki nadchodzącej zapaści. Dotyczą one gospodarki, demografii i kolonialnego dziedzictwa, wreszcie skołowaconej totalitaryzmem rosyjskiej tożsamości. Są to zjawiska, które na Zachodzie pilnie się obserwuje (dla przykładu projekt „Russia in Decline”, prowadzony przez Jamestown Foundation). Wojna wypowiedziana Ukrainie i Zachodowi, przyspiesza procesy widoczne od dawna.
Przekonywującego argumentu na rzecz rozpadu Rosji dostarczył sam Putin w swoim przesłaniu z roku 2003: „Rosja może żyć i rozwijać się tylko, gdy jest silnym mocarstwem. W okresach osłabienia państwa, politycznego czy ekonomicznego, Rosja stawała zawsze i w sposób nieunikniony przed groźbą rozpadu”.
Otóż Rosja silnym mocarstwem już być nie może – z niedorozwojem gospodarczym, zniszczeniem środowiska naturalnego, irracjonalizmem propagandy i księżycową polityką historyczną oraz wysoce psychopatycznym przywódcą.
Trzymając się więc słów samego Putina, należy przewidywać koniec Rosji imperialnej.
Zapaść przewidują też niezależnie myślący Rosjanie tacy jak Władimir Chodorkowski, Andriej Piontkowski czy Władimir Sorokin. To, że Rosja słabnie, nie ulega wątpliwości i Zachód ma wszelkie szanse to wykorzystać.
Strategia Zachodu nie może jednak ograniczać się jedynie do wysyłki broni i sankcji. Wymaga mobilizacji opinii publicznej, rozumiejącej stawkę tej wojny i powagę zagrożenia ładu światowego przez siły chaosu. Ten oczekiwany upadek imperium bardzo wspomogłyby szybsze dostawy broni na front na Donbasie.
Kazimierz Wóycicki, publicysta, dziennikarz i historyk