Kiedy Donald Tusk mówi o wojnie, w jego głosie słychać nie tylko zaniepokojenie i troskę, ale także trzeźwą kalkulację. W rozmowie z Gazetą Wyborczą szef rządu polskiego jasno nakreślił główną linię geopolityczną dzisiejszej Europy: los Ukrainy to los Polski. A jednocześnie los całego kontynentu.
„Musimy skupić się na pomocy Ukrainie, bo jeśli przegra wojnę, sytuacja w Polsce radykalnie się zmieni na gorsze” – podkreślił Tusk.
Granica między pokojem a niepokojem
Polska jest jednym z krajów, które najmocniej odczuwają skutki rosyjskiej agresji na Ukrainę. Polska stała się zapleczem ukraińskiej obrony, korytarzem humanitarnym dla milionów ludzi, a teraz potencjalnym celem rosyjskich prowokacji. Tusk nazwał noc z 9 na 10 września, kiedy rosyjskie drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną, „punktem zwrotnym w konflikcie”.
Jego reakcja była ostrożna, ale stanowcza. „Nie było to łatwe, bo nikt nie chce przekroczyć pewnych granic i nieumyślnie wywołać trzeciej wojny światowej” – przyznał premier. Ale natychmiast dodał: „Ustępowanie, znoszenie prowokacji, nie prowadzi do niczego dobrego”.
To zdanie jest jak credo nowej polityki polskiej: nie bój się, ale też nie igraj z ogniem. Polska znalazła się na granicy między ochroną własnych obywateli a utrzymaniem pokoju w regionie ogarniętym wojną.
Partnerstwo bez złudzeń, ale z historycznym znaczeniem
W słowach Tuska jest jeszcze jeden ważny akcent – historyczny. Polska i Ukraina nie raz stawały po przeciwnych stronach barykady. A teraz, gdy wojna z Rosją zmusiła Europę do ponownego przemyślenia starych uraz, Tusk oferuje nie tylko strategiczną współpracę, ale także pojednanie.
„Geopolityczna przyszłość Polski będzie wyglądać bardzo dobrze, jeśli Ukraina nie przegra i jeśli uda nam się przezwyciężyć historyczne polsko-ukraińskie urazy” – zauważył.
To nie tylko deklaracja polityczna. To próba przełamania błędnego koła przeszłości. Tusk, który dobrze poznał europejskie korytarze władzy, postrzega współpracę z Ukrainą jako szansę nie tylko dla Polski, ale i dla Europy. Bo tylko suwerenna, silna Ukraina jest w stanie utrzymać równowagę między Wschodem a Zachodem, uniemożliwiając Rosji ponowne dyktowanie reguł.
Przyszłość, która zaczyna się już dziś
Tusk nie jest skłonny do przesadnego optymizmu. Mówi, że „nie ma obiektywnych powodów, dla których Ukraina miałaby przegrać”, ale w tym zdaniu nie wyczuwa się pewności siebie, lecz wezwanie do działania. W końcu zwycięstwo to nie tylko kwestia frontu, to kwestia decyzji podejmowanych w Warszawie, Brukseli, Waszyngtonie.
Polska stoi przed wyborem: pozostać jedynie obserwatorem wielkiej historii czy stać się jej aktywnym uczestnikiem. Tusk najwyraźniej dokonał wyboru.
A jeśli Polska naprawdę chce mieć „optymistyczną przyszłość geopolityczną”, o której mówi jej premier, to droga do niej wiedzie przez wspieranie Ukrainy – nie deklaracjami, ale czynami. Bo dziś linia frontu przebiega nie tylko pod Bachmutem czy Charkowem. Przechodzi też przez serca tych, którzy wciąż potrafią postrzegać sąsiada nie jako zagrożenie, ale jako sojusznika.
Filip Wujek
Fot. library.gov.ua








