Rosyjscy żołnierze wraz z dużą ilością sprzętu pojawili się w okolicach Bengazi i Tobruku. Wojskowi uciekli do Libii w związku z upadkiem syryjskiego reżimu i potrzebą pilnego wycofania z tamtejszych baz. Na miejscu zostali przyjęci przez zbuntowanego generała Chalifę Haftara i jego synów.
Od momentu obalenia Muammara Kadaffiego w 2011 roku, Libia nieformalnie podzielona jest na dwie części. Zachód administruje Rząd Jedności Narodowej. Natomiast wschód kontroluje niejaka grupa zbrojna pod wodzą generała Chalify Haftara.
To właśnie wschodni watażkowie zgodzili się przyjąć uciekających z Syrii żołnierzy rosyjskich. Ale taki zwrot wydarzeń bardzo nie spodobał się Rządowi Jedności Narodowej. Nie spodobał się na tyle, że wielki mufti Libii, szejk Sadik al-Ghariani, wezwał wszystkich obywateli kraju do walki z Rosjanami. Ostatni jak mrówki nawodnili wschodnie regiony kraju po obaleniu reżimu Baszara al-Asada. Generał Chalif Haftar pozwolił dołączyć do najemników z byłej Grupy Wagnera.
Na początku trzeciej dekady grudnia al-Ghariani w trakcie cotygodniowego programu emitowanego w telewizji Tanasuh wygłosił odezwę do Libijczyków, z przekonaniem, że Rosjanie, nie są „cywilami”, ale wojskowymi i przebywają tam nielegalnie.
– Libijczycy we wschodnich, południowych i zachodnich regionach kraju muszą przeciwstawić się ich obecności (Red. Wojsk rosyjskich), chwycić za broń i walczyć z nimi – zaznaczył al-Ghariani.
Już wcześniej tutaj aktywnie działali rosyjscy najemnicy z byłej Grupy Wagnera.
Na obecność wojskowych z Rosji zareagował premier Rządu Jedności Narodowej Libii Abd al-Hamid-Dubajba. Polityk jasno podkreślił, że przyjazd żołnierzy był nielegalny i władze kraju nie zgadzają się na obecność jakiegokolwiek rosyjskiego sprzętu. Szef rządu ostrzegł, że nie zaakceptuje Libii jako międzynarodowego pola bitwy i zapowiedział, że w najbliższym czasie podjęte zostaną kroki, których celem będzie zwalczenie obcych sił znajdujących się na terytorium kraju.
Filip Wujek