19 grudnia rosyjski prezydent Władimir Putin odpowiadając na pytania dziennikarzy w tym zagranicznych, zagroził uderzeniem w Kijów rakietami „Oresznik”, prowokując do niejakiego „pojedynku” z zachodnimi systemami obrony powietrznej. Apropos podobny „pojedynek” między „Kindżałem” a amerykańskim Patriotem zawsze kończył się porażką tego pierwszego.
Eurovector pisał wcześniej, że także „Oresznik” może okazać się przysłowiowym strachem na wróble. Bowiem de facto jest to rakieta zaprojektowana jeszcze w czasach Związku Sowieckiego. I że po zestrzeleniu pierwszej podobnej rakiety nad Ukrainą Putin będzie musiał wymyśleć kolejne „wunderwaffe” rosyjskiego przemysłu obronnego.
Na czwartkowe słowa Putina prawie natychmiast odreagował prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełeński. W skrócie określił rosyjskiego lidera jako człowieka nieobliczalnego, „starego fanatyka który nie widzi dalej niż granice własnego akwarium” i podkreślił, że propozycja Francji dotycząca rozmieszczenia sił pokojowych może stanowić część gwarancji bezpieczeństwa, ale dla Ukrainy kluczową gwarancją może być tylko NATO.
„Zanim Ukraina przystąpi do Sojuszu Północnoatlantyckiego, można rozważyć takie kroki (rozmieszczenie sił pokojowych), ale ważne, aby nie była to formalność. Konieczne jest jasne określenie, ile osób, jakie są ich zadania i jak będą się zachowywać w przypadku rosyjskiej agresji” mówił 19 grudnia Zełeński.
Bezczelność Putina podczas jego dorocznej konferencji nie znała granic. Nazywał Ukraińców „częścią rosyjskiego narodu”, twierdził, że „w Rosji żyje, jeśli nie tyle Ukraińców, co w Ukrainie, to może nawet więcej” i powielał stereotypy narzucane przez rosyjską propagandę.
Odpowiadając na pytania dziennikarzy rosyjski dyktator wcale nie wyglądał na zdruzgotanego porażkami wojennymi. Wręcz odwrotnie – pytany czy nie żałuje że rozpoczął tzw. „specjalną operację wojenną” odpowiedział, że „trzeba było zacząć ją znacznie wcześniej”. To też odpowiedź na starania partnerów wspomagających Ukrainę i inwestujących we własne bezpieczeństwo poprzez zlokalizowanie konfliktu wojennego wyłącznie na terenie Ukrainy. Trzy lata wojny i setki tysięcy zabitych rosyjskich żołnierzy (ojców rodzin, płatników podatków) nie wpłynęły w żaden sposób na decyzje rosyjskiego lidera. A także na opinię społeczeństwa rosyjskiego. On (Putin) nadal jest gotów poświęcać ograniczone zasoby ludzkie dla uśmiercania na terenie cudzego państwa, szanowanego przez cały świat. Ale świat też ogranicza się do wysyłania ograniczonych „racji wojennych” i skupiania się na swoich błachych problemach lokalnych.
Nawet gadanie o możliwym rozmieszczeniu wojsk z obcych państw na terenie linii rozgraniczającej wojnę nie ma na razie formatu konkretnego. O czym Eurovector pisał kilka dni temu. Niemcy chcą porozumienia w tej sprawie z Rosją (!), Polacy ani myślą trwożyć takimi myślami swoich wyborców zasłaniając się „trudną sytuacją na granicy z Białorusią” a Francja jest daleko i nawet 5 tysięcy własnego wojska nie jest gotowa wysłać w najbliższej perspektywie. Stany Zjednoczone nękają Kanadę wizją „51 stanu” a Chiny i Indie martwią się trudną sytuacją demograficzną.
W obecnej sytuacji drugiej połowy grudnia 2024 roku, gdy świat kupuje prezenty pod choinkę i planuje wyjazdy na kurorty zimowe, Ukraina staje przed trudnym dylematem – bronić przedmurza zachodniej cywilizacji do ostatniego żołnierza i nadal zmieniać się w kraj cmentarzy i płaczących matek oraz żon, czy odpuścić i przełożyć ciężar własnych strat na żyjący we własnym idealnym świecie świat zachodni, świat obojętny, świat „zielonego ładu”, bez śladów węglowych i dyskryminacji wobec różnych mniejszości?
Marek Sztejer | Fot. Generated by AI