Kiedy czytelnicy Eurovectora będą czytali ten artykuł prawdopodobnie takich wiarygodnych doniesień będzie więcej. Na razie korzystamy z ostrożnych komunikatów wydawanych przez polityków i nasłuchujemy nieba próbując usłyszeć hałas o dużym natężeniu. Warto zaznaczyć, że podczas przechodzenia granicy dźwięku odgłos silnika F-16 powoduje hałasy przypominające wybuchy. Na razie żaden z ukraińskich internautów nie informował o podobnych efektach dźwiękowych w swojej okolicy.
Samoloty transportowe i czas od czasu helikoptery latające na nadniskich wysokościach były przeważającymi królami ukraińskiego nieba w roku 2024. Ukraina z zapartym tchem czeka by rolę nowych króli przestworzy przejęli piloci na myślowcach F-16.
Otóż pierwsza szóstka amerykańskich samolotów do Ukrainy miała trafić z Holandii pod koniec lipca – podaje „The Times”. Ze zrozumiałych powodów ani lotniska, na którym będą stacjonowały ani imion pilotów nie poznamy teraz ani w najbliższej przyszłości. Rosjanie tylko czyhają na podobne informacje.
Jeżeli okaże się, że F-16 na prawdę są już w Ukrainie to nastąpiło to w bardzo trudnym momencie. Nowoczesne myśliwce raczej nie staną się panaceum i nie przyniosą przełomu, o którym marzy ukraińskie społeczeństwo.
Jednocześnie dostarczenie nowoczesnych amerykańskich samolotów niesie nadzieję i wzmocni ukraiński system przeciwlotniczy.
Pierwsze kraje, które dostarczają F-16 dla Ukrainy to Dania i Holandia. W kolejce także Belgia i Norwegia. Łącznie te cztery kraje planują przekazać Ukrainie ponad 60 takich maszyn.
Głosy potwierdzające rychłe przekazanie F-16 Ukrainie płynęły zza oceanu jeszcze na początku lipca. Jake Sullivan, główny doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Joe Bidena, zaznaczył, że F-16 mają w krótkim okresie bronić sił na pierwszej linii i pomagać odzyskiwać terytorium „w przyszłości”.
Sekretarz Stanu USA Antony Blinken oświadczył 10 lipca w kuluarach szczytu NATO w Waszyngtonie, że holenderskie i duńskie myśliwce F-16 „są już w drodze na Ukrainę””. Dodał, że jeszcze tego lata będą w ukraińskim niebie”.
Marek Sztejer