![](https://eurovector.com.pl/wp-content/uploads/2024/06/t_10.jpg)
Artykuł ten przygotowaliśmy w tragicznym dla mieszkańców Donbasu momencie. 25 czerwca ma nastąpić kolejna fala przymusowej ewakuacji mieszkańców z terenów przyfrontowych. Rosjanie kontynuują inwazję i zbliżają się do Torecka. Na wschód za Toreckiem znajduje się miejscowość Zalizne, a na południe – słynny Nowy Jork (nie mylić z Nowym Jorkiem w Stanach Zjednoczonych). Obecnie kiedy Państwo czytacie ten artykuł tam trwa rosyjska ofensywa a wojsko rosyjskie ostatecznie zamienia w gruzy pozostałości osiedli mieszkalnych oraz cywilnej infrastruktury.
Niegdyś przed rosyjską wojną Toreck pełnił rolę dużego ośrodka przemysłowego na Donbasie, w którym działało sześć kopalni węgla, koksownia, szkoła górnicza, szkoła medyczna oraz szkoła muzyczna. Przed pierwszą okupacją miasta w kwietniu 2014 roku mieszkało tu ponad 30 tysięcy osób.
Obecnie pozostało niespełna pięć i pół i zaistniało ryzyka ponownego przejęcia miejscowości przez wojska rosyjskie. Mieszkańcy codziennie wyjeżdżają nie czekając aż do nich przyjdzie „ruskij mir”.
![](https://eurovector.com.pl/wp-content/uploads/2024/06/250624_toreck_2.jpg)
Szef Donieckiej Administracji Obwodowej Wadym Fiłaszkin ogłosił, że końcowa decyzja odnośnie przymusowej ewakuacji zostanie podjęta na posiedzeniu komisji ds. bezpieczeństwa technogennego i środowiskowego oraz sytuacji nadzwyczajnych, które odbędzie się we wtorek 25 czerwca.
Jednak według Fiłaszkina ludzie już ewakuują się z Torecka: przedwczoraj było około 6 tys. osób, obecnie – 5,5 tys.
Podobna sytuacja ma miejsce w Łymanie, Oczeretyńskiej hromadzie i Krasnohoriwce. Region doniecki funkcjonuje w trybie ciągłej ewakuacji ludności, a w miastach znajdujących się na pierwszej linii frontu taka ewakuacja ma tryb przymusowy.
Co dalej dzieje się z ludźmi, którzy muszą opuścić domy w których mieszkali oni a często także ich rodzice i dziadkowie? W bezpieczniejszych regionach Ukrainy daleko od linii frontu resort integracji kierowany przez Irynę Wereszczuk przygotowuje miejsca noclegowe a każda osoba która w trybie ewakuacji opuści swój dom otrzyma status „wewnętrznie przesiedlonej osoby”. Obecnie (czerwiec 2024 r.) na Ukrainie taki status ma 3,55 milionów osób. Najwięcej IDPs mieszka w obwodzie dnipropetrowskim, charkowskim oraz kijowskim. Dużo przesiedleńców decyduje się na powrót do swoich zagrożonych ostrzałami domów w związku z trudnością adaptacji do nowych warunków oraz brakiem wystarczających środków.
Jak ocenia sytuację w Torecku i jego okolicach polski wolontariusz Robert B.?
EV: Panie Robercie, jak radzą sobie mieszkańcy przyfrontowych miast na Donbasie?
Robert: Warunki są fatalne – prądu niema od początku pełnoskalowej wojny, przeciętna średnia wieku ludzi, którzy tam zostali to 60-70 lat. Pomoc humanitarna tam dochodziła wyjątkowo słabo, myśmy jeździli tam, bo tam prawie nikt inny nie jeździł. To tereny położone bardzo blisko frontu a rosyjskie pozycje są tuż tuż, za dużymi hałdami, zwanymi „terykonami” i ciągle jest ryzyko ostrzałów. Nad głowami przelatywały pociski. To faktycznie spalona ziemia.
![](https://eurovector.com.pl/wp-content/uploads/2024/06/rrr.jpg)
EV: Czyli można porównać te miasta ze zrójnowanym przez Rosję i wojska syryjskie Aleppo?
Robert: Poniekąd tak. Bowiem bloki mieszkalne przy froncie w ogóle nie nadają się do mieszkania. Ludzie żyją w ocalałych domkach prywatnych, chociaż tam też jest bardzo niebezpieczne.
EV: A jak miejscowi reagują na wojnę? Czego oczekują?
Robert: Szczerze mówiąc wśród miejscowych panuje pełna apatia i obojętność. Oni czekają „aż się wszystko skończy”. I boją się mówić źle o Rosjanach z obawy, że ich mogą zastrzelić. Chcą by ich nie bombardowali i nie strzelali.
EV: A jak w takich nieludzkich warunkach miejscowi dostają chleb czy wodę?
Robert: Oni organizują się w tak zwane „kółka samopomocy”. Jak ja tam byłem to taka pani sołtyska organizowała świetlicę, w której zawsze gromadzili się ludzie. Oni przychodzili tam, wspólnie gotowali. Coś jak współdzielnia. Przychodzili tam się żywili, tam była kuchnia i tam też rozdawano pomoc humanitarną.
EV: A jak zimą wyglądało ich życie?
Robert: Nie było oczywiście nic z ogrzewania centralnego. Porąbane wokół jabłonki i inne drzewa owocowe – wszystko czym można było jakoś palić w piecu. To są miejscowości zniszczone w prawie w 100 procentach.
EV: Czy jest zrozumienie, że wyłączną winę za zaistniałą sytuację ponoszą wyłącznie Rosjanie?
Robert: To są tematy bardzo rzadko omawiane. Miejscowi są na tyle wystrzaszeni, że sami siebie się boją. Bo jak przyjdą ruscy – to pójdziesz pod mur. Oni chcą tylko żyć. To cała filozofia. Raz spotkałem takiego dziadka co narzekał na ruskich, że tu sąsiada zastrzelili, jeszcze kogoś tam. Nagle przyszedł inny i zaczął mówić że nie trzeba nic mówić bo to niebezpieczne. A dziadek chciał po prostu się pożalić.
EV: A jak na Donbasie traktują ludzi z Polski?
Robert: Bardzo dobrze. Nawet miałem sytuację, że gdy powiedziałem, że „wolonter z Polski” jedna babcia powiedziała „Jeszcze Polska nie zginęła!”.
Objechałem cały front od Chersonia po Charków i nie usłyszałem ani jednego złego słowa o Polakach. Zawsze i przez żołnierzy i przez ludność lokalną byliśmy bardzo dobrze traktowani. Byłem doświadczyłem i mogę to potwierdzić. A spędziłem łącznie podczas tych wyjazdów 4 miesiące na Ukrainie od początku wojny.
Agresja rosyjska na Ukrainę kardynalnie zmieniła życie kilkunastu milionów ludzi. Część uciekła za granicę inni musięli porzucić cały dobytek swojego życia i wyjechać do innego regionu, jeszcze inni zginęli wskutek ostrzału rosyjskimi bombami typu KAB lub z artylerii. Są tacy, którym niema dokąd pojechać i są zmuszeni wegetować na linii frontu i czekać kiedy moskiewscy dostojnicy podejmą decyzję o zakończeniu agresji na Ukrainę.
Eurovector, zdjęcia zostały udostępnione przez Roberta B.