Artykuł ten przygotowaliśmy w tragicznym dla mieszkańców Donbasu momencie. 25 czerwca ma nastąpić kolejna fala przymusowej ewakuacji mieszkańców z terenów przyfrontowych. Rosjanie kontynuują inwazję i zbliżają się do Torecka. Na wschód za Toreckiem znajduje się miejscowość Zalizne, a na południe – słynny Nowy Jork (nie mylić z Nowym Jorkiem w Stanach Zjednoczonych). Obecnie kiedy Państwo czytacie ten artykuł tam trwa rosyjska ofensywa a wojsko rosyjskie ostatecznie zamienia w gruzy pozostałości osiedli mieszkalnych oraz cywilnej infrastruktury.
Niegdyś przed rosyjską wojną Toreck pełnił rolę dużego ośrodka przemysłowego na Donbasie, w którym działało sześć kopalni węgla, koksownia, szkoła górnicza, szkoła medyczna oraz szkoła muzyczna. Przed pierwszą okupacją miasta w kwietniu 2014 roku mieszkało tu ponad 30 tysięcy osób.
Obecnie pozostało niespełna pięć i pół i zaistniało ryzyka ponownego przejęcia miejscowości przez wojska rosyjskie. Mieszkańcy codziennie wyjeżdżają nie czekając aż do nich przyjdzie „ruskij mir”.
Szef Donieckiej Administracji Obwodowej Wadym Fiłaszkin ogłosił, że końcowa decyzja odnośnie przymusowej ewakuacji zostanie podjęta na posiedzeniu komisji ds. bezpieczeństwa technogennego i środowiskowego oraz sytuacji nadzwyczajnych, które odbędzie się we wtorek 25 czerwca.
Jednak według Fiłaszkina ludzie już ewakuują się z Torecka: przedwczoraj było około 6 tys. osób, obecnie – 5,5 tys.
Podobna sytuacja ma miejsce w Łymanie, Oczeretyńskiej hromadzie i Krasnohoriwce. Region doniecki funkcjonuje w trybie ciągłej ewakuacji ludności, a w miastach znajdujących się na pierwszej linii frontu taka ewakuacja ma tryb przymusowy.
Co dalej dzieje się z ludźmi, którzy muszą opuścić domy w których mieszkali oni a często także ich rodzice i dziadkowie? W bezpieczniejszych regionach Ukrainy daleko od linii frontu resort integracji kierowany przez Irynę Wereszczuk przygotowuje miejsca noclegowe a każda osoba która w trybie ewakuacji opuści swój dom otrzyma status „wewnętrznie przesiedlonej osoby”. Obecnie (czerwiec 2024 r.) na Ukrainie taki status ma 3,55 milionów osób. Najwięcej IDPs mieszka w obwodzie dnipropetrowskim, charkowskim oraz kijowskim. Dużo przesiedleńców decyduje się na powrót do swoich zagrożonych ostrzałami domów w związku z trudnością adaptacji do nowych warunków oraz brakiem wystarczających środków.
Jak ocenia sytuację w Torecku i jego okolicach polski wolontariusz Robert B.?
EV: Panie Robercie, jak radzą sobie mieszkańcy przyfrontowych miast na Donbasie?
Robert: Warunki są fatalne – prądu niema od początku pełnoskalowej wojny, przeciętna średnia wieku ludzi, którzy tam zostali to 60-70 lat. Pomoc humanitarna tam dochodziła wyjątkowo słabo, myśmy jeździli tam, bo tam prawie nikt inny nie jeździł. To tereny położone bardzo blisko frontu a rosyjskie pozycje są tuż tuż, za dużymi hałdami, zwanymi „terykonami” i ciągle jest ryzyko ostrzałów. Nad głowami przelatywały pociski. To faktycznie spalona ziemia.
EV: Czyli można porównać te miasta ze zrójnowanym przez Rosję i wojska syryjskie Aleppo?
Robert: Poniekąd tak. Bowiem bloki mieszkalne przy froncie w ogóle nie nadają się do mieszkania. Ludzie żyją w ocalałych domkach prywatnych, chociaż tam też jest bardzo niebezpieczne.
EV: A jak miejscowi reagują na wojnę? Czego oczekują?
Robert: Szczerze mówiąc wśród miejscowych panuje pełna apatia i obojętność. Oni czekają „aż się wszystko skończy”. I boją się mówić źle o Rosjanach z obawy, że ich mogą zastrzelić. Chcą by ich nie bombardowali i nie strzelali.
EV: A jak w takich nieludzkich warunkach miejscowi dostają chleb czy wodę?
Robert: Oni organizują się w tak zwane „kółka samopomocy”. Jak ja tam byłem to taka pani sołtyska organizowała świetlicę, w której zawsze gromadzili się ludzie. Oni przychodzili tam, wspólnie gotowali. Coś jak współdzielnia. Przychodzili tam się żywili, tam była kuchnia i tam też rozdawano pomoc humanitarną.
EV: A jak zimą wyglądało ich życie?
Robert: Nie było oczywiście nic z ogrzewania centralnego. Porąbane wokół jabłonki i inne drzewa owocowe – wszystko czym można było jakoś palić w piecu. To są miejscowości zniszczone w prawie w 100 procentach.
EV: Czy jest zrozumienie, że wyłączną winę za zaistniałą sytuację ponoszą wyłącznie Rosjanie?
Robert: To są tematy bardzo rzadko omawiane. Miejscowi są na tyle wystrzaszeni, że sami siebie się boją. Bo jak przyjdą ruscy – to pójdziesz pod mur. Oni chcą tylko żyć. To cała filozofia. Raz spotkałem takiego dziadka co narzekał na ruskich, że tu sąsiada zastrzelili, jeszcze kogoś tam. Nagle przyszedł inny i zaczął mówić że nie trzeba nic mówić bo to niebezpieczne. A dziadek chciał po prostu się pożalić.
EV: A jak na Donbasie traktują ludzi z Polski?
Robert: Bardzo dobrze. Nawet miałem sytuację, że gdy powiedziałem, że „wolonter z Polski” jedna babcia powiedziała „Jeszcze Polska nie zginęła!”.
Objechałem cały front od Chersonia po Charków i nie usłyszałem ani jednego złego słowa o Polakach. Zawsze i przez żołnierzy i przez ludność lokalną byliśmy bardzo dobrze traktowani. Byłem doświadczyłem i mogę to potwierdzić. A spędziłem łącznie podczas tych wyjazdów 4 miesiące na Ukrainie od początku wojny.
Agresja rosyjska na Ukrainę kardynalnie zmieniła życie kilkunastu milionów ludzi. Część uciekła za granicę inni musięli porzucić cały dobytek swojego życia i wyjechać do innego regionu, jeszcze inni zginęli wskutek ostrzału rosyjskimi bombami typu KAB lub z artylerii. Są tacy, którym niema dokąd pojechać i są zmuszeni wegetować na linii frontu i czekać kiedy moskiewscy dostojnicy podejmą decyzję o zakończeniu agresji na Ukrainę.
Eurovector, zdjęcia zostały udostępnione przez Roberta B.