W poniedziałek, 6 listopada, kilkadziesiąt polskich przewoźników rozpoczęło blokadę trzech przejść granicznych z Ukrainą: Korczowa-Krakowiec, Hrebenne-Rawa Ruska i Dorohusk-Jagodyn. Kluczowym żądaniem polskich przewoźników jest przywrócenie systemu wydawania zezwoleń dla ukraińskich przewoźników na pracę w UE, oraz zmniejszenie liczby uzyskiwanych zezwoleń do 200 tysięcy rocznie.
Poza tym, przewoźnicy domagają się, aby puste polskie ciężarówki poruszające się z Ukrainy do Polski mogły przekraczać granicę bez kolejek, a nie czekały 10-12 dni.
Kolejnym żądaniem przewoźników jest zaostrzenie zasad przewozu zgodnie z CMR (Konwencja o umowie międzynarodowego przewozu drogowego towarów).
Po tym, jak Rosja zaatakowała Ukrainę w lutym 2022 roku, Unia Europejska podjęła decyzję o wsparciu ukraińskiej gospodarki i na rok zniosła konieczność uzyskiwania przez Ukraińców wspomnianych zezwoleń. W lecie tego roku Unia Europejska przedłużyła obowiązywanie tej normy do czerwca 2024 roku.
Taki stan rzeczy zupełnie nie przypadł do gustu polskim przewoźnikom, którzy zajmują dużą część rynku transportowego w UE i odczuli konkurencję ze strony Ukraińców.
Protesty wywołały prawdziwy kryzys na granicy między państwami. Średni czas opóźnienia ładunków dla 40% respondentów wynosi 5-10 dni, dla 53% – 10-15 dni, reszta zgłosiła albo szybkie przekroczenie granicy (do 5 dni), albo opóźnienie powyżej 15 dni. Ukraina stoi przed problemem eksportu produkcji, co już uderza w wypełnianie budżetu kraju będącego w stanie wojny.
Ciekawe jest, że protestuje jedynie jedna z czterech polskich organizacji przewoźników. Media donosiły, że wcześniej ta organizacja działała na rynkach Rosji i Białorusi. Inne stowarzyszenia nie udzieliły im wsparcia, a polski rząd dwukrotnie apelował o zakończenie protestu.
Główną „rolę” w proteście odgrywa firma „Rafał Mekler Transport”, której właścicielem jest Rafał Mekler – polityk, biznesmen, aktywista społeczny, przedstawiciel i lider polskiej partii politycznej „Konfederacja Wolność i Niepodległość” w Lublinie.
Mimo obietnic protestujących o przepuszczaniu humanitarnych przesyłek do Ukrainy, blokada negatywnie wpływa na działalność różnych rodzajów ukraińskich przedsiębiorstw.
W czwartek, 9 listopada, Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk omówił z ukraińskim kolegą, Ministrem Odbudowy Oleksandrem Kubrakovem, trudną sytuację na granicy.
W oświadczeniu po rozmowie zaznaczono, że Ukraina szanuje prawo do protestu i jest gotowa na konstruktywny dialog w celu rozwiązania sytuacji.
„Jednocześnie warto zaznaczyć: blokowanie granicy przez polskich protestujących zakłóca drogi logistyczne, co już dotyka zarówno gospodarki Ukrainy, jak i Unii Europejskiej – podano w komunikacie.
Między innymi, według danych ze strony ukraińskiej, z obu stron granicy Ukrainy i Polski zablokowanych jest ponad 20 tysięcy pojazdów, co powoduje szkody nie tylko dla ich gospodarek, ale także dla innych krajów, które nie mogą przewozić towarów i łamią swoje zobowiązania umowne.
„Ważne – żadne zmiany ani unieważnienie Umowy o liberalizacji nie są przedmiotem dyskusji” – podkreślili przedstawiciele oficjalnego Kijowa, wyrażając gotowość do pomocy stronie polskiej w rozwiązaniu sytuacji z blokadą granicy, udzielić wszelkich odpowiednich wyjaśnień i przeprowadzić spotkania w razie potrzeby. Oczywiste jest, że ostateczne rozwiązanie zostanie znalezione, ponieważ sytuacja negatywnie wpływa na przyjazne stosunki między Warszawą a Kijowem. I choć kwestie ekonomiczne są istotne, to największym zagrożeniem dla dobrobytu i rozwoju Europy jest wojna, która nieustannie trwa już prawie 2 lata.
Filip Wujek