O ileż nieszczęść byłoby mniej, gdybyśmy my, zwykli ludzie na tym świecie, zamiast słuchać głupot, wygadywanych przez różnych nawiedzonych „zbawców świata”, nie słuchali tego, co mówią, ale przyjrzeli się ich prostym wydawałoby się gestom, czynnościom…
Taki na ten przykład niejaki Adolf Hitler.
Że co, że przywołuję koszmar XX wieku?
Czy ktoś się temu żałosnemu w gruncie rzeczy facetowi przyjrzał?
Przeanalizujmy dokumentację; Hitler w otoczeniu, Hitler wsiadający, Hitler wysiadający, Hitler spoglądający na samoloty, Hitler przed szpalerem NSDAP, Hitler na mównicy szczególnie.
Kadr na mało klasyczny nos, wąsik ach ten wąsik, w oczach…
No właśnie. Co w oczach?
Czy ktoś zauważył w oczach Hitlera rozpaczliwe wołanie?
Przeanalizujmy sytuację.
Ręce. Najbardziej wymowna w gruncie rzeczy część ciała człowieka.
Gdzie są najczęściej ręce Adolfa? No gdzie?
Ano, na rozporku.
Wnikliwi obserwatorzy zauważą jedno – mimika Hitlera jest wprost proporcjonalna do jego rozporkowych dolegliwości!
Wygląda to tak – dłonie na rozporku, czyli ostry atak świądu, związanego z nękającym Adolfa syfilisem i – jak rozpoznają wenerolodzy, wyniesionych z wojennych latryn wszami łonowymi, rozpaczliwy wymach w górę prawej ręki, któremu to wyrzutowi towarzyszy histeryczny bełkot, przechodzący w świdrujący w uszach wrzask.
Że co, że coś jednak mówił?
Ale co, na Boga, co wrzeszczał Adolf?
Przecież nie mógł wrzeszczeć że ma syfa.
No to wznosił oczy do góry, szukając chyba w chmurach wybawienia od nieznośnego świądu, i wrzeszczał, że zbawia świat, że wyzwala świat, że buduje nowe, szczęśliwe społeczeństwo…
Czy to jest lekarstwo na syfilis?
Nie. I na nic innego.
To jest zapowiedź trupiego jadu, milionów ofiar, morza ruin, morza krwi.
Jest wiek XXI.
Kolejny wielki mówca zbawia świat.
Tym razem nie jest to gra rąk. Tę sztukę wielki mówca opanował do perfekcji. Gest jest oszczędny – nic nie da się odczytać, choćby się rozporek rozlatywał.
Czy oszczędna jest mimika?
Powiem – nad wyraz oszczędna.
Dlaczego?
Ano, nasz nowy wielki wybawiciel pokochał młodość.
Rzecz jasna, swoją.
Jak zatrzymać młodość?
Proste – tak, żeby widać było w lustrze, przy goleniu, no i na ekranie; w telewizorze, w kinie, słowem, na każdej wielkości ekranu.
Jak to się robi?
To wie każda panienka poprawiająca urodę; tu się doda, tu się ujmie…
No chyba że się jest gwiazdą porno – wtedy dodaje się dużo, i bierze za występ dużo.
Taki świat.
A co robi polityk?
Aaaa… to inna historia.
Taki Trumph czy Łukaszenka robią sobie na łbie fryzurę zaiste szaloną. Łysina zakryta resztką farbowanych włosów, ino ta myśl…
Nasz bohater poszedł inną drogą.
I słusznie.
Włos –nawet wszczepiony, na rozdętej czaszce, przy wzroście średnim i posturze średniej byłby zbyt prowokacyjny.
Zatem twarz.
Za młodu nawet wyrazista – wklęsłe policzki, duże, nieco skośne oczy…
No cóż. Przybywa lat, przybywa troski o zbawienie świata i niesienie światu dobra, którego ten świat nie chce zrozumieć, ani wcale od tego człowieka nie oczekuje…
Twarz.
Wypchana silikonem do granic możliwości.
Twarz bez wyrazu.
Twarz nieczytelna.
Twarz, która – pozbawiona mimiki, jednocześnie ogranicza mowę.
Człowiek średniej postury, prawie bezwłosy, który nie mówi, a właściwie szczeka. Na tyle, na ile pozwala silikon w policzkach, w podbródku…
Uśmiech – wystudiowany, a jednocześnie ograniczony nadmuchanymi policzkami…
Była taka przedziwna scena.
W czasie pandemii zjechał do Moskwy prezydent Francji.
Kreml. Niemiłosiernie długi stół.
Na jednym krańcu prezydent Francji Emmanuel Macron – człowiek z poczuciem humoru, ogładzony, skory do interesującej, jak się spodziewał, rozmowy, na drugim Władimir Władimirowicz.
Cały świat osłupiał.
Co za koszmarne, kremlowskie zachowanie, że potwarz, że oburzające…
Dlaczego?
Na Boga, dlaczego?!
Wyobraźcie sobie że to was posadzono przy owym stole.
Na drugim końcu siedzi nafaszerowany silikonem facet.
Zeźlony facet. Facet tylko udający dyplomatyczną ogładę.
Facet – z gruntu gbur i buc.
Może się zdarzyć, że wrzaśnie, że zechce zrobić jakiś grymas.
I co?
Wyobraźcie sobie, że sylikon, świeżo wszczepiony, z hukiem wyskakuje z policzków, a za nim sztuczne, śnieżnobiałe zęby.
Dwie kule, dwie szczęki lecą jak z katapulty w stronę rozmówcy.
Skandal?!
Oczywiście.
Ale – czego się nie robi dla reklamy; długi stół, więc to, co by wyleciało, nie spadłoby do nóg prezydenta Francji, a pacnęłoby gdzieś w połowie stołu.
Tu się wytnie, tu się zmanipuluje, i w świat idzie okrągły jak księżyc w pełni obraz dobrego paniska. I stołu, nad którym panuje.
Och, ta młodość…
I to tyle.
Agata